środa, 30 grudnia 2015

Epilog

   

   Siódmy grudnia. Dzień moich dwudziestych urodzin obchodzonych w kraju podnoszącym się po czymś, co miało szansę stać się wojną domową. Opatulona ciepłą kurtką, której do tej pory nie miałam ze względu na swoje ubóstwo, wspinam się na górę Maris. Iglesia majaczy przede mną niczym zamek, do którego nie powinnam mieć już więcej wstępu. Uśmiecham się pod nosem. Wiele się zmieniło, ale nie ja, nadal przeraża mnie biel wnętrza instytutu.
   Obok mnie ktoś oddycha miarowo, co daje poczucie bezpieczeństwa. Mimo chłodu brnę dalej, by dotrzeć na szczyt i spojrzeć w oczy miastu. Miastu, które ocaliłam, bo tym okazało się moje przeznaczenie.
   Stoimy obok siebie ramię w ramię i spoglądamy w dół. Słońce żegna się ze światem pomarańczową łuną, ustępuje miejsca mrocznej siostrze. Wiatr bawi się moimi włosami, tworzy z nich pajęczyny, podrywa kurtkę i wślizguje się pod bluzkę.
   Meyves chwyta moją dłoń.
   - Przetrwaliśmy.
   Splatam swoje palce z jego.
   - Tak. Przetrwaliśmy.
   Cisza pod nami nie niesie ze sobą echa radości czy wybuchów śmiechu. Miasto w ciszy dziękuje za wygraną walkę.
   Dziękuje Simonowi, który złożył za wcześnie swoje życie na chwałę zwycięstwa.
   Dziękuje Evemis i Rony'emu za ich dorosłość, którą wykazali w chwili, gdy dorośli nie mogli zmierzyć się z prawdą.
   Dziękuje Patrickowi i Jonathanowi za ich waleczność, męstwo, odwagę i pokonanie strachu.
   Dziękuje Meyvesowi za bezinteresowność, walkę do samego końca i dobroć, która czyni go największym wśród ludzi.
   Dziękuje też mnie - Strzegącej, która zechciała wywalczyć i uwolnić prawdę.
   Świat niewiele się zmienił, zmieniła się mentalność społeczeństwa. Wrócono do prawdy, którą tak nieumyślnie odrzucono przez strach. Skończyły się wojny, bo ludzie zrozumieli, że prawdą rządzącą światem jest pokój.
   - Prawda zwyciężyła. - Brunet odwraca się i staje twarzą ku mnie. - Dzięki tobie.
   - Dzięki nam. - Ściskam jego dłoń. - Nie uciekliśmy od niej, gdy ją poznaliśmy. Dzięki temu przetrwaliśmy.
   - Co będzie teraz?
   Victelia nie żyje. Popełniła samobójstwo w celi w dniu wydania wyroku. Nie zdążyła go wysłuchać, cyjanowodór, który raczyła wypić po samodzielnym stworzeniu, zabrał jej duszę do piekła. Mam nadzieję, że tam cierpi.
   Osoba, która poinformowała Africon o położeniu oddziałów Fortalezy i Luchy - mięśniak stanowiący część mojej ekipy poszukiwawczej - gnije za kratkami, gdzie spędzi najbliższe czterdzieści lat za zdradę narodu. Pozostali członkowie będący na usługach mojej ciotki dostali zasłużone kary.
   Nic i nikt nam już nie zagraża. Przynajmniej na razie.
   Patrzę w zielone oczy, dwa szmaragdowe jeziora pełne ciepła, wyrozumiałości i radości. Prawda nie zakłóciła ich barwy, wręcz przeciwnie - są piękniejsze niż kiedykolwiek.
   - Teraz chyba trzeba będzie zmienić motto wszystkich Służbowców, tylko nie wiem na jakie - odzywam się, patrząc ponad ramieniem mężczyzny na czarne konary drzew.
   - Może poddaj się swojemu przeznaczeniu, ono doprowadzi cię do prawdy?
   - Może. Przedstawię ten pomysł jutro Radzie Ocelii. - Uśmiecham się smutno.
   - Czyli jedziesz do stolicy?
   Nad głową kapitana dostrzegam pierwszą migoczącą gwiazdę. Spokojna tkwi na firmamencie, gdy ja muszę porzucić swoje miejsce w Karaan i ruszyć do wielkiego miasta.
   - Tak, jutro z samego rana. Jako następczyni Tyriona i Najwyższa Strzegąca - wciąż nie przyzwyczaiłam się do tego tytułu - muszę być obecnie blisko rządu i wspomagać premiera w podejmowaniu decyzji.
   - Na pewno sobie poradzisz. Będziemy za tobą tęsknić.
   Uśmiecham się, tym razem delikatnie, z wdzięcznością.
   - Ja za wami też.
   Podchodzę bliżej bruneta i składam na jego ustach pocałunek, przez chwilę chroni mnie w swoich ramionach.
   Może kiedyś poznamy prawdę, co takiego kierowało mną i doprowadziło do tego pocałunku. Prawdą jest to, że się wydarzył. Prawda to fakty, a są one wpisane w nasze życie, w nasze przeznaczenie.
   Nie wiem, co się wydarzy w najbliższej przyszłości, ale wiem, czego dokonałam.
   Odkryłam i stworzyłam na nowo prawdę.
   I to była najwspanialsza przygoda mojego życia.


   _______________________________

   09.07.2014 - 30.12.2015 r.
   Pragnę serdecznie podziękować Wam za czas poświęcony na czytanie i komentowanie. Dziękuję za wszelkie wsparcie, miłe słowa i kopnięcia w tyłek, gdy tego potrzebowałam.
   Opowieść tę pozostawiam otwartą. Carze i Meyvesowi życzę wszystkiego dobrego. Niech prowadzi was przeznaczenie! <3

Obserwatorzy