środa, 20 sierpnia 2014

1 Początek. Simon.

   Pierwszy rozdział bardziej opisowy. Może Wam zbytnio nie odpowiadać natłok informacji, dziwna kolejność, ale miejcie na uwadze, że ten rozdział pisany był kwiecień/maj ;)
   Miłej lektury :)
-----------------------------------

   Mam sen, który świeci.
Dam mu wyjść,
w końcu się dowiesz
kim jestem...
~Lo que soy

   
   Nie jestem zła, po prostu jestem sobą. Dlaczego tym ludziom tak trudno jest to zrozumieć? Nie znają mnie, przez ten rok właściwie się mną nie interesowali. Chorzy sąsiedzi. Tutaj jest gorzej niż w domu dziecka. Mając niecałe osiemnaście lat, chciałam jak najszybciej opuścić to przerażające miejsce. Mając na karku dziewiętnastkę, wolę tam wrócić i być może podzielić los Jeremy'ego niż nadal być służącą.
   Po uzyskaniu przeze mnie pełnoletności, co w dzisiejszych czasach jest czymś wyjątkowym (czworo na dziesięcioro dzieci nie dożywa piętnastych urodzin z powodu mutacji genetycznych), władze miasta przydzieliły mi mieszkanie socjalne, dokładnie po drugiej stronie Karaan, starożytnego Newcastle. Jedynie nasz kontynent nie zderzył się z innymi, choć od Africonu dzieli nas jedynie wąska cieśnina Maylisea.
   Moje mieszkanie strasznie przypomina mi mój dawny pokój w bidulu. Puste półki, pomalowane na brudną biel meble. Właściwie wszystko utrzymane jest w tym kolorze, jedynie wykonany przeze mnie napis w mojej sypialni jest czarny. "Zawsze bądź sobą". Z tą myślą budziłam się codziennie przez kilkanaście lat. I dopiero od niedawna żyję według niej.
   Po opuszczeniu domu dziecka w dniu osiemnastych urodzin zostałam zatrudniona przez prywatnego przedsiębiorcę w zakładzie introligatorskim. Wynikało to z Odkrycia - kilkudniowego procesu, któremu poddawany jest każdy czternastolatek. Wykazał u mnie szczególne uzdolnienia dotyczące wszystkiego, co związane z książkami. Bez problemu umiałam ustawić je w kolejności alfabetycznej, skatalogowałam pięćset dzieł, pobijając czasowy rekord, umiałam zacytować fragment każdej z nich z podaniem dokładnej strony wystąpienia treści, a dla kilkunastu naprawdę starych książek stworzyłam nowe, skórzane woluminy. Nie miałam także problemu z kaligrafią.. I mimo tego, że wykazałam również nadzwyczajne zdolności matematyczne i sportowe, Rada Najwyższych skierowała mnie na kilkuletnie szkolenie introligatorskie, dzięki czemu wreszcie mogłam opuszczać dom dziecka na więcej niż godzinę dziennie. Miesiąc przed uzyskaniem pełnoletności Rada ukazała mnie na rynku pracy jako zdolną do jej podjęcia.
   I tak od ponad roku męczę się, a to wszystko wina sąsiadów żerujących na mojej dobroci. Ileż to razy pożyczyłam im pieniądze, ugotowałam im obiad, choć nie miałam już na to siły? Pracuję w zakładzie dwanaście godzin, dzień w dzień, za wyjątkiem niedziel, które spędzam sama ze sobą, ćwicząc, lub z moim przyjacielem. To dla mnie godziny raju.
   Tejże niedzieli, która miała zmienić wszystko, zadzwonił Simon - mój najstarszy, jedyny, poruszający się na wózku inwalidzkim przyjaciel. Tak jak ja, był w domu dziecka, który opuścił pół roku przede mną. Czasami nienawidziłam tej różnicy miesięcy pomiędzy nami, bez niego było jeszcze bardziej ponuro, a ja przestałam się uśmiechać. Mimo tego, że był wychowankiem bidula, po uzyskaniu prawnej dorosłości nie mógł odwiedzić swoich przyjaciół. To było najgorsze sześć miesięcy w moim życiu. Był jedynym dobrem, jakie kiedykolwiek mnie spotkało. Dlatego byłam w szoku, gdy w dniu moich urodzin, w dniu opuszczenia przeze mnie piekła, czekał za bramą. Czekał na mnie. Od tamtej pory jesteśmy w stałym kontakcie. Razem przeciwko całemu światu.
   Odkąd pamiętam, moim domem był ponury budynek na wschodnim krańcu Karaanu, który do czternastego roku życia bardzo rzadko opuszczałam. O mojej rodzinie nie wiem kompletnie nic, nawet imię i nazwisko, które noszę, które są wpisane we wszystkie dokumenty, nie należą do mnie, nadał mi je dyrektor domu dziecka. Nigdzie nie znalazłam swojego miejsca.
   Simon stracił czucie w obu nogach w wyniku wypadku samochodowego, gdy miał siedem lat.Od kiedy zmuszony był usiąść na wózku, byłam jego osobistym szoferem. Zjeździliśmy razem cały park wokół naszego "więzienia". Od zawsze razem. Na zawsze.
   Jego telefon był początkiem dnia zero. Simon, prawie dwudziestoletni brunet o pięknych, orzechowych oczach, mój duchowy brat, jest geniuszem fizycznym. Jego Odkrycie trwało zaledwie trzy dni, od małego wiedział, czym chce się zajmować w dorosłym życiu.
   Poprosił mnie, bym ponownie stała się jego szoferem i towarzyszyła mu w drodze do Iglesii - instytutu nauk wszelakich i sportu. Z chęcią przystałam na jego propozycję, potrzebowałam świeżego powietrza i obecności kogoś, kto mnie zrozumie.



****



   Pukanie rozlega się w całym mieszkaniu. Stoję nieruchomo przed drzwiami, nasłuchując dobrze znanych mi odgłosów, dźwięku kół jadących po starych, wytartych panelach. Dźwięk otwieranych drzwi i widok pięknej twarzy mojego przyjaciela wywołuje u mnie uśmiech.
   - Cześć, Simon. - Drzwi otwierają się szerzej.
   Widzę bruneta z jego niesfornymi kosmykami, z wielkim uśmiechem na twarzy, siedzącego na tym starym, wysłużonym wózku i nie ma siły, która powstrzymałaby mnie przed uściśnięciem chłopaka.
   - Witaj, Cleo. - Jego męski głos pieści moje uszy, a także rzuca na kolana wszystkie miejscowe dziewczyny. - Jesteś gotowa?
   - A nie widać?
   Uśmiecha się, prawy kącik ust wędruje nieco wyżej niż lewy. Przygląda się mojemu strojowi, który mnie wydaje się odpowiedni na taką eskapadę: czarne trapery - w końcu prawie będziemy wjeżdżać pod stromą górę, bojówki w kolorze khaki i czarna, bawełniana koszulka. Włosy spięłam w kok, by żaden kosmyk mi nie przeszkadzał. No i wystarczająco duży, czarny plecak, w którym mam suchy prowiant i kilka butelek wody.
   - Jak zwykle perfekcyjnie przygotowana. - Drwi sobie ze mnie odrobinę, na co pokazuję mu język.
   - Możemy już ruszać? - pytam, niecierpliwiąc się trochę.
   - Oczywiście. - Sprawnie wyjeżdża wózkiem z mieszkania, obraca nim i zamyka drzwi na klucz.
   - Wziąć twój plecak? - Wskazuję na przedmiot na jego kolanach.
   Wzdycha ciężko i kręci głową.
   - Dziękuję, poradzę sobie. Za to możesz wreszcie wczuć się w swoją rolę.
   Śmieję się i zaczynam pchać wózek chłopaka. Czekając na windę, rozmawiamy o minionych tygodniach, kiedy to nie mieliśmy okazji się spotkać. Informuję Simona o natłoku pracy i kolejnych rządowych zamówieniach na nowe broszury informacyjne, on zdaje mi relację z ostatnio przeprowadzonych doświadczeń.
   Takich jak Simon, mam na myśli niepełnosprawnych, jest w Ocelii niewielu, ukrywają się. Po zakończeniu piątej wojny światowej sto lat temu, prawo globalne wprowadziło zakaz płodzenia, rodzenia i utrzymywania przy życiu chorych. Dzieci urodzone z widocznymi defektami są mordowane w przeciągu doby od porodu, często bezimiennie. Gdy choroba ujawnia się później, również nie ma zmiłuj, tylko śmierć. Ukrywanie chorego dziecka także jest równoznaczne z wysłaniem człowieka na drugi świat.
   Simon przeżył jedynie dlatego, że jeszcze przed wypadkiem potrafił rozwiązać najbardziej zawiłe fizyczne zadania, a jego niepełnosprawność jest wynikiem nieodpowiedzialności jednego z opiekunów domu dziecka. Brunet pozostał ze mną, a mężczyzna, który "niefortunnie" wpadł na drzewo, został zwolniony z pracy i wszelki słuch po nim zaginął. Albo nadal siedzi w więzieniu albo od kilkunastu lat wącha kwiatki od spodu. Nikt tego nie wie.
   Pcham wózek, idąc dziurawą ulicą prowadzącą ku wylotowi z miasta, koła wzbijają drobiny kurzu w powietrze. Władze nie dbają o tę część Karaan, czasami dadzą jakieś pieniądze, ale idą one na edukację i służbę zdrowia, które tu jeszcze pozostały. Po obu stronach drogi nie ma ani jednego budynku, wszystkie zrównano z ziemią ponad dwadzieścia lat temu. Jedynie wysoka trawa i liczne chwasty zdobią krajobraz. Nieszczególnie lubię tędy chodzić, ale dla Simona jestem w stanie przezwyciężyć tę niechęć.
   - Nie lubię takiej pogody. - Simon zadziera głowę do góry, ściskając plecak. - Zawsze przynosi deszcz.
   - Deszcz to oczyszczenie - odpowiadam. - I nadzieja na lepsze jutro.
   Brunet przenosi wzrok na mnie, a na jego twarzy gości szczery uśmiech.
   - Chyba, że zapowiada powódź.
   - Nie przesadzaj. Poprzednia była ponad sto lat temu, w czasie wojny. Synoptycy nie przewidują kolejnej przez najbliższe kilkanaście lat. Bądźmy realistami.
   - Więc musimy wziąć pod uwagę zachowanie wodniarzy.
   Wzdycham.
   Wodniarze to grupa społeczna, przedstawiciele Departamentu Hydrologii i Zjawisk Wodnych, zajmujący się w Iglesii badaniem zmian stanu wód w Ocealii. Są oni potomkami starożytnych piratów, ludźmi aroganckimi i bardzo pewnymi siebie, choć zdarzają się wśród nich jednostki bardziej przystosowane do życia w społeczeństwie. Wodniarze rzadko kiedy opuszczają północną część Karaanu, gdzie mają swoją własną dzielnicę, właściwie robią to tylko po to, by udać się do pracy. Z innymi nacjami naukowymi porozumiewają się jedynie za pomocą prasy czy innych mediów. Najbardziej uaktywniają się, gdy stan wód kraju wzrasta powyżej pięciu metrów nad poziomem tamy. Wodniarze to dwadzieścia jeden oddziałów w całym kraju, zawsze ujawniają się w chwili zagrożenia.
   W domu dziecka była z nami pewna dziewczyna - Allison. Jeszcze przed Odkryciem wykazywała tradycyjne zdolności wodniarzy. Zawsze chodziła z wysoko uniesioną głową, dumna, niedostępna. Starsza ode mnie i Simona, dom dziecka opuściła jeszcze przed naszym Odkryciem. W mniemaniu innych dzieciaków była dziwna. Będąc posiadaczką donośnego głosu, była słyszalna nawet na dwóch piętrach budynku. Często przemierzała korytarze, mówiąc sama do siebie, jaka to ona jest piękna, że ma oryginalną urodę. Odrobinę jej współczułam. Po opuszczeniu domu dziecka została zatrudniona w Iglesii w odpowiednim departamencie, ponoć zdziczała tam jeszcze bardziej. Nie mam pewności, utopiła się w wodospadzie Caspiana prawie rok temu. Głosy w jej głowie nie pozwoliły jej żyć dłużej.
   Wchodzimy do lasu, ciemna zieleń drzew wpływa na mnie kojąco. Przetarte ścieżki lepiej przyjmują koła wózka niż zerwany asfalt miasta. Jasne drogi kierują nas ku górze Maris, gdzie znajduje się instytut. Uwielbiam zapach paproci, mchu, powietrze tutaj jest zdecydowanie czystsze. Simon ma przymknięte oczy, uśmiecha się, promienie słońca, które przedostają się przez leniwie płynące chmury, oświetlają jego twarz, wygląda jakby była wyrzeźbiona.
   Pcham wózek i chłonę tę piękną aurę lasu.
   - Jak się miewa Chris? - pyta mnie ni stąd, ni zowąd.
   - Żyje - odpowiadam lakonicznie.
   Chris to mój kolega z pracy. Simon wietrzy romans między nami, ale ja jestem pewna, że nigdy nie będę z Chrisem. Nie dlatego, że nie jest w moim typie, przystojny blondyn o złotych oczach jest w typie każdej dziewczyny, po prostu nie uważam za dobry pomysł zakochiwanie się w zadeklarowanym homoseksualiście, który w dodatku ma chłopaka.
   Ale tego Simon nie musi wiedzieć.
   Pcham wózek, robi się coraz bardziej stromo, z każdym krokiem wbijam mocniej w podłoże. Powoli dochodzimy do mojego ulubionego miejsca na tej trasie.
   Leśne skrzyżowanie żwirowej drogi i starych torów kolejowych zakręcających pod baldachimem liści. Ten widok za każdym razem zapiera mi dech w piersiach, czuję coś podobnego do magii. To przypomina mi, że gdzieś w świecie można znaleźć prawdziwe piękno.


   Wzdycham.
   - Znowu to robisz.
   Patrzę na bruneta, który mruży oczy i wystawia twarz do słońca.
   - Co takiego?
   - Patrzysz przed siebie jak urzeczona z otwartą buzią, a twoje oczy zaczynają lśnić. 
   - To coś złego? - pytam, pąsowiejąc.
   - Nie. - Śmieje się i kręci głową. - Nic złego.Pięknie wtedy wyglądasz. I głupio. 
   Uderzam go lekko w ramię.
   - Jeszcze jedna taka uwaga, a będziesz sobie musiał poszukać innego szofera.
   Puszczam rączki wózka i oddalam się na kilka kroków od przyjaciela.
   Słyszę jego śmiech i próbę samodzielnego przejechania choć metra. Koła nieznacznie przesuwają się do przodu po żwirze, ale tylko odrobinę.
   - Cleo, wracaj, proszę! Przepraszam!
  Udaję, że nie słyszę i oddalam się bardziej od brązowookiego.
   - Bo jak wstanę!
   Uśmiecham się do siebie, zawsze podobał mi się dystans, jaki Simon do siebie miał.
   Wracam do niego i mojej pracy.
   - Przepraszam, Cleo. Ale ja tylko byłem szczery.
   Uśmiecham się.
   - A ja tylko udawałam, że się obrażam. Dobrze wiesz, że bym cię nie zostawiła.
   Dotyka mojej dłoni, co nie jest dla niego łatwym gestem, musi obrócić cały tułów, by to zrobić.
   - A ja nigdy nie mógłbym zostawić ciebie, siostro.
   Jedziemy dalej i po czterdziestu minutach stajemy na szczycie Maris, a przed nami rozpościera się widok na ogromny, zbudowany z białego piaskowca budynek, w którym mieszczą się najważniejsze departamenty.
   Czuję niepokój, ale pcham wózek z przyjacielem ku głównej bramie. 
   Wjeżdżam na ścieżkę z kostki brukowej, podjeżdżam pod schody. Jako, że Simon jest jedynym niepełnosprawnym pracownikiem w całej Iglesii, władze uznały, że zbudowanie podjazdu byłoby zmarnowaniem pieniędzy. Dobrze, że przynajmniej w środku jest winda.
   Wciskam przy drzwiach kod DFiNA i aktywuję kartę bruneta, za chwilę ktoś przyjdzie nam pomóc.
   Simon uśmiecha się do mnie kojąco.
   - Witaj w Iglesii, Caro DeMone.




























   
  

19 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję, że obejdzie się bez wierszyka :P

      Usuń
    2. Każdy się już boi, co to napiszę o rozdziale! Czuję władzę, ale też strach przed samą sobą. Wtf? >o<

      Usuń
    3. Twoje wiersze powalają na łopatki, dlatego się obawiam, co mi dla Cary wymyślisz :P

      Usuń
    4. Aż mi trochę głupio wytykać błędy, kiedy wszystko jest tak wspaniale napisane, ale:
      "Władzę nie dbają o tę część Karaan"- myślę, żę chodziło ci o władze. :)
      "Dotyka mojej dłoni, co nie jest dla niego łatwym gestem, musi obrócić cały tyłów, by to zrobić."- a tutaj chyba o tułów. :)
      Okej. Tyle wyłapałam. Przejdźmy do treści.
      Długość wydaje mi się idealna, taka w sam raz. Nie zniechęciła mnie, a wręcz przerwała moją passę nieczytania blogspotowych opowiadań. Gratki.
      Obrazki wydają się być dopełnieniem, ukazują Twoje wyobrażenie Iglesii i tych torów kolejowych połączonych z lasem.
      Cara DeMone. Kojarzy mi się z Carą Demon, ale to tylko budzi moje podejrzenia, że Cleo zrobiła to specjalnie, sprytna dziewoja z niej. :D
      Wydaje się być miłą postacią, dobrą bohaterką. Jej altruizm, to że pomaga sąsiadom, też kojarzy mi się z Cleo. Ah, za dużo blogspota. ;)
      Także Simon wydaje mi miły. I to jego "Bo jak wstanę!". Nie będę tu kłamać, że mi szkoda, bo w sprawie bólu bohaterów fikcyjnych jestem kompletną sadystką. Yatta!
      Pierwsze rozdziały zawsze muszą być opisowe, zawsze trzeba bohaterkę przedstawić. Tutaj nie mam żadnych zastrzeżeń.
      I teraz dobija mnie to, że próbuję w sumie udawać profesjonalistkę i powagę, podczas gdy się cieszę, że Cleo pisze WiP, a ja właśnie w takich momentach czuję, że w porównaniu z Tobą jestem kompletnym beztalenciem. Ahoj.
      Coś jeszcze chciałam dodać. Ano tak. Cudwony szablon. Prosty, ale wpasował się tu idealnie.
      Pozostaje czekać na rozdział drugi i pojawienie się Meyvesa. Bloga ochrzciłam moim pierwszym komentarzem, w imię patelni Abigail, Naffowego domestosa, moich króliczych uszu i żelków Sally.
      Pozdrawiam. ♥

      Usuń
    5. Ah, a miałam się nie rozpisywać. To jest silniejsze ode mnie. Pisanie poszło jednak na umysł.
      Tak, prawie przez to Abigail zabiłam, dlatego czuję przed sobą strach! :P

      Usuń
    6. Druga osoba wytyka mi błędy, ale dziękuję :* Tekst przepisałam już jakiś czas temu, a dzisiaj u Magdycji nie miałam sił go poprawiać, zajmę się tym, jak wreszcie skończę oglądać jeden film.
      A myślałam, że będzie za krótko :D Drugi jest dłuższy ;) Bo pojawia się Meyves, odrobinę musiałam go opisać :D
      Obrazki dwa, które są w tym rozdziale, to ja bym chciałam mieć w moim wyśnionym szablonie wraz z mottem żołnierzy.
      Tak, nazwisko DeMone nie jest przypadkowe ;)
      Ta, mój altruizm przenosi się w sferę blogspota. Inne moje 'nacje' tworzące moją niezgodność także się pojawią.
      Ale Króliczku, ja piszę już do roku, jak możesz się do mnie porównywać?! To niedorzeczne!
      Szablon znaleziony, gdy doszłam do wniosku, że jakiś chcę, niekoniecznie zamówiony specjalnie dla mnie. O taki będę się starała we wrześniu, jak większość szabloniarek wróci z urlopów.
      Twój rozpis jest cudowny :D
      A przy Meyvesie (czyt. rozdziale drugim) możesz napisać wierszyk ;) Nie pogniewa się na Ciebie :D

      Dziękuję za komentarz :**

      Usuń
    7. Ha, mi też niedługo stuknie roczek. Jak ten czas szybko leci. A tak niedawno pisałam pierwsze opowiadania. Więc w sumie to mogę.
      Nie jest za krótko, jest idealnie!
      Taaaak, zgadłam! DeMone! Demony wszędzie!
      Szablon ładny, nie gadaj. Ja akurat do szablonów nie mam cierpliwości i w sumie to wolę już wybrać gotowiec, bo zazwyczaj są długie kolejki do szabloniarek.
      Dobrze, będę się szykować. Morska dżdżownica też. :D

      Usuń
  2. "Jako, że Simon jest jedynym sprawnym pracownikiem w całej Iglesii, władze uznały, że zbudowanie podjzdu byłoby zmarnowaniem pieniędzy. " - "niepełnosprawnym, a nie "sprawnym".

    "Uśmiecha się, prawy kącik ust wędruje nieco wyżej niż prawy." - gdzieś powinien być "lewy"

    Wiesz co, Cleo? Fajnie się zapowiada. Bardzo fajnie. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo za wyłapanie tych błędów :* Przed wybraniem się do Magdycji nie sprawdziłam tekstu, a gdy go publikowałam, już mi się nie chciało go czytać i poprawiać.
      Cieszę się bardzo, że się podoba :D

      Dziękuję za komentarz :*

      Usuń
  3. Wow! Widzę, że Twoja wyobraźnia nie prużnuje! ;) Bardzo lubię książki tego typu, więc to normalne, że opowiadanie już mi się spodobało :)
    Zapowiada się naprawdę super!
    Czekam na nn :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moja wyobraźnia nie próżnuje od marca, jeśli chodzi o to opowiadanie ;) Ale jakoś nie miałam sił, by pisać. Ale od czego są wakacje? :D
      Cieszę się, że się podoba :)

      Dziękuję za komentarz :*

      Usuń
  4. Science fiction, tak? ;) Ciekawie się zapowiada. Powiem szczerze, że nienawidzę dużej ilości opisów, ale wyjątkowo mi w tym rozdziale nie przeszkadzały :D Przyjemnie mi się czytało tekst.
    Najbardziej spodobał mi się fragment o wodniarzach :) Widzę, że parę osób z mojego środowiska może być wodniarzami ;)
    Pierwsze zdjęcie, które umieściłaś w rozdziale, jest niesamowite *.*
    Póki co, główna bohaterka mnie do siebie nie przekonała, ale poczekajmy na rozwój akcji :)
    Widzę, że moi poprzednicy wyłapują literówki. Ja niestety takiego daru za Chiny nie posiadam :( Dlatego tę część muszę Ci odpuścić ;)
    Do następnego :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest, nie będzie już wypisywania błędów, juhu!
      Pewnie Abigail to zrobi, ale na razie się tym nie przejmuję.
      Tak, to będzie takie odrobinę scence fiction :) Tego jeszcze u mnie nie było.
      Opisów w ogóle będzie dużo, na pewno do trzeciego rozdziału tak będzie, gdyż nie pojawi się przez nie zbyt dużo okazji do rozmowy.
      Pierwsze zdjęcie to Tunel Miłości (Ukraina). Chciałabym tak kiedyś pojechać :)
      Za mało wiadomo o Carze, by już wyrabiać sobie opinię na jej temat. Mam nadzieję, że później się do niej przekonasz :)

      Dziękuję za komentarz :**

      Usuń
  5. Już na samym początku jest tak wielki natłok informacji, że mój umysł cudem ogarnia co się dzieje D: a ja jestem takim nieogarniętym umysłowo typem. Poza tym jest 2 w nocy, czego można oczekiwać od mojego zmęczonego mózgu?! (mam mózg? łał. Zaskoczyła mnie ta informacja). Taa, nie ma to jak goszczenie kolegi do północy, a potem robienie notki... D: więc wybacz, jak coś będzie nie tak lub długość komentarza nie będzie satysfakcjonująca. Uznałam, że nie wyrobię i przeczytam pierwszy rozdział jeszcze dziś, teraz.
    Ej. Trochę mi to "odkrycie" przypomniało łagodniejszą wersję Niezgodnej XD - której swoją drogą nie przeczytałam, ani nie oglądnęłam (no, dobra, jak tata oglądał ostatnio przy obiedzie, to z 20 minut sobie posiedziałam przy niej), ale mniej więcej ogarniam fabułę.
    Zdolności Cary całkiem fajne. Książki i sport zawsze spoko. Tak bardzo Cleo XD.
    Tak fajnie opisałaś więź łączącą Carę i Simona. Już ich lubię.
    Już nie lubię świata, w którym przyszło im żyć, serio. Zabijają dzieci, które są chore :c? Nawet jeśli zachorują potem, w przyszłości? To takie... nieludzkie. Zabiłabym najchętniej tego, kto to wymyślił. Nie, nie ciebie.
    OK, fragment o wodniarzach był w jakiejś zapowiedzi. Więc nie komentuję XD.
    Lśniące oczy, niczym u postaci z anime. Ohoho. Ten widoczek jest przepiękny.
    "Pięknie wtedy wyglądasz i głupio". Dziwny tekst. Sam sobie zaprzeczył XDD. Jak można jednocześnie wyglądać pięknie i głupio? Hmm. Simon, chyba cię gościu nie ogarniam. Nie ogarniam twojego humoru D:
    To: "Witaj [nazwa, której nie mogę zapamiętać i nie chce mi się skopiować XD], Caro DeMone" jest takie... poważne. Zwrócił się do niej tak oficjalnie XD!
    A ten odstęp na końcu co taki długi :o? Chyba za dużo spacji XD.
    Rozdział pierwszy na razie niewiele mówi, ale mam nadzieję, że z czasem przyzwyczaję się do nowego świata, który stworzyłaś. Na razie tęsknię za Loganem :c. Nawet za Rose mi się tęskni. Achhh.
    Czekam bynajmniej na II rozdział ^___^! No i następnego rozdziału do Rozważnej też wyczekuję! >D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, Odkrycie jest odrobinę podobne do Niezgodnej, co najlepsze - wymyśliłam to, zanim przeczytałam i obejrzałam Niezgodną ^^ Ach, mój umysł mnie przeraża.
      Tak bardzo ja, wiem ^^
      E tam, przesadzasz z tą więzią ;)
      Ale ja to wymyśliłam! Stwierdziłam, że taki ponury świat będzie najlepszy do opowiedzenia historii.
      Specjalnie się tak do niej zwrócił :P
      Rozdziały już niedługo, cierpliwości ;)
      Komentarz dobrej długości, nie narzekam :P

      Dziękuję :**

      Usuń
  6. No, tutaj widzę, że Twój styl pisania poszybował ku górze. Już teraz mogę powiedzieć, iż przegoniłaś mnie i bardzo ci tego zazdroszczę. Ja czuję się tak, jakbym stanęła w miejscu i nie umiała dalej ruszyć. Ale to się zmieni. Chyba. :)
    Tak i oto jestem. Ja, prawie dwudziestoletnia Jastrzębianka o zmrużonych oczach i sińcami pod nimi. Dobra, zacznę komentować rozdział.
    Czy Twoja postać nie miała otrzymać innego imienia? Bo coś takiego pamiętam. Jeżeli się mylę - ups. Krwawa plama ze mnie. Czasami fakty lubią się plątać jak słuchawki w tylnej kieszeni spodni.
    Ten świat... Tak, jest nikłe podobieństwo do Niezgodnej, ale tutaj świat nie dzieli się na frakcje. No i informacje mamy podawane od razu.
    Więź między panną C (wolę pisać tak, gdyż dalej nie wiem, jak to z tym imieniem) a Simonem jest bardzo silna. Nie zdziwię się, że w pewien sposób łączy ich telepatia i wiedzą, kiedy które źle się czuję i tak dalej. W takim świecie to skarb mieć takiego przyjaciela, który wszystko rozumie. Lepiej nie walczyć z tym wszystkim samemu.
    Ludzie niepełnosprawni są zabijani? :O Boże, to ci, którzy mordują, są niepełnosprawni - umysłowo. Okay, jest to w pewien sposób dodatkowy obowiązek, bo taka osoba potrzebuje opieki, ale bez przesady. A skąd oni wiedzą, że to dziecko nie ma ukrytych talentów?
    Dobrze. Teraz czekam z utęsknieniem na ciąg dalszy.
    Pozdrawiam. :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Abby, co Ty bredzisz? Mój styl poszybował? Gdzie?
      Tak, zmieniłam. Miało być "Cleo Cullen aka Cara DeMone", ale stwierdziłam, że to zmienię, by nie wyglądało na rozdwojenie jaźni głównej bohaterki ;) Więc jest Cara "Cleo" DeMone.
      Tak, Simon jest potrzebny Carze do egzystencji jak zwykłym ludziom tlen. Jego postać została stworzona odrobinę na podobieństwo Simona Lewisa z "Darów Anioła", ale mój Simon nie będzie zakochany w Carze, nic z tych rzeczy. Może nie telepatia, ale szczególna więź na pewno ;)
      Tak, taki los spotyka ludzi chorych w świecie ideałów. Nie obchodzi ich, czy ma talent, jest chore, czy nie spełnia kryteriów, trzeba zabić.
      Cieszę się, że Ci się podoba :)

      Dziękuję za komentarz :**

      Usuń
  7. Właśnie zaczęłam czytać Twojego bloga... Jak na razie zaciekawił mnie na tyle, by czytać dalej (co w moim przypadku nie jest łatwe :P). Gratuluję pomysłu! ;)

    OdpowiedzUsuń

Komentarze mile widziane ;) Hejty niekoniecznie :P

Obserwatorzy