czwartek, 9 października 2014

4 Dream. A normal family.

   Ten rozdział pisało mi się najszybciej i najprzyjemniej :)
   Większa część z perspektywy Meyvesa, tak samo jest w kolejnym rozdziale, w taki sposób lepiej ukazuje mi się Carę.
   Skończony: 10 września.
   Zapraszam do poczytania "15 faktów o mnie"
   Uwaga! Z powodu dość wzmożonej pracy na studiach informuję, że od LISTOPADA rozdziały będą pojawiały się z częstotliwością JEDEN NA MIESIĄC! Proszę o zrozumienie i cierpliwość.
____________________________________________

   Nie wiem, czy swoim popisem w Iglesii wywołałam jakieś demony, ale tak się teraz czuję. Pozbawiona możliwości ruchu. Pogrążona w ciemności. Słyszę czyjąś rozmowę, ale nie potrafię dopasować głosu do konkretnej osoby. Nie mogąc uczynić nic innego, wsłuchuję się w wymianę zdań.
   - Przecież minęły lata. Nie wydaje ci się to odrobinę...
   - Podejrzane? Tak, nawet bardzo. Ale to oznacza, że coś się wydarzy. Nikt ot tak nie ma dostępu do Destiny. A jej się udało. Jej przeznaczeniem jest dokonać wielkich rzeczy.
   - Nie wydaje mi się, by miała im sprostać. To jeszcze dziecko.
   - Miarą siły i odwagi nie jest wiek, lecz serce, mój przyjacielu. A ta młoda dama ma największe serce, jakie kiedykolwiek widziałem.
   Ta rozmowa jest bynajmniej dziwna. Wyczuwam, że dotyczy mnie, ale nie mam pojęcia dlaczego. I o co chodzi z tym przeznaczeniem?
   Ponownie próbuję poruszyć chociażby najmniejszym palcem u stopy, ale to na nic. Jestem sparaliżowana. Czy można doznać paraliżu we śnie? Nie czytałam nigdzie o takim przypadku, a książek medycznych przez moje ręce przewinęło się wiele.
   Dlaczego ostatnimi czasy to mnie spotykają dziwne, niewytłumaczalne rzeczy? To jakieś fatum?
   Gdyby tego było mało, zaczynam czuć, że spadam. I to w jakąś naprawdę głęboką przepaść. W uszach mam świst, ciśnienie w czaszce zaczyna się zmieniać, a ja czekam, aż dotknę dna.
   Lecz nic takiego się nie dzieje, zawisłam w powietrzu. I słyszę czyjś głos. Kobiety zza Purgatorio.
   - Obudź się.
   Siadam gwałtownie na łóżku, serce bije mi niemiłosiernie szybko, mokre włosy przyklejają się do karku. Oddycham głośno pogrążona w ciemności, neonowy wyświetlacz zegara wskazuje czwartą dwadzieścia dwie rano.
   Nigdy nie chciałam być prorokiem. Więc dlaczego mnie to spotkało?
   Odrzucam na bok kołdrę i stawiam stopy na podłodze z zamiarem udania się do kuchni i wypicia szklanki wody, gdy coś przykuwa moją uwagę. Prawy nadgarstek w miejscu znamienia strasznie piecze. Podchodzę do okna, by w świetle ulicznej latarni dojrzeć na nim czerń. Różowa dotąd skóra staje się czarna, jakby ktoś wlewał pod nią tusz do tatuażu.
   Całym blokiem wstrząsa mój krzyk.

****

   Lubię soboty. I to nie dlatego, że do pracy jadę dopiero wieczorem. Lubię soboty, bo mogę wtedy spędzić czas z rodziną.
   Schodzę do kuchni, gdzie Evemis stara się nadać brązowej masie lepszy kształt. Moja piętnastoletnia siostra potrafi z tej brei stworzyć rzeźbę Iglesii. Tak jak kiedyś robiła to mama. Rony w tym czasie ogląda kolejną porcję wiadomości ekonomicznych. Zainteresowania tego trzynastolatka czasami mnie zaskakują. 
   - Dzień dobry - witam się z rodzeństwem.
   - Cześć, Meyv. - Evemis uśmiecha się przyjaźnie. - Jak ci się spało?
   - Nie najlepiej.
   Tak właściwie to prawie w ogóle nie spałem. Całą noc myślałem o Carze i o tym, co wczoraj zrobiła. Trzeba sprowadzić ją do Iglesii, to pewne. Należy wyjaśnić to, co się wydarzyło. Ale jak skłonić ją do powrotu do instytutu? Nie mogę wpaść do jej mieszkania i siłą z niego wyciągnąć. Nie jestem funkcjonariuszem służb lokalnych, jestem żołnierzem, nie mam możliwości starania się o nakaz. Muszę porozmawiać z doktorem Jecberem, może namówi swoją przyjaciółkę, by jutro ponownie towarzyszyła mu w drodze do pracy.
   - Zły sen? - pyta mnie siostra.
   - Nie, raczej jego brak. Nic mi się nie śniło i to już od dłuższego czasu. 
   Spogląda na mnie z niepokojem, kosmyk czarnych włosów wysunął się jej z koka i opada na policzek.
   - Zdajesz sobie sprawę, że brak snów może oznaczać jakieś problemy z twoją podświadomością?
   - Może - odpowiadam, wciskając na klawiaturze przycisk z rysunkiem kartonu czegoś, co w dawnych czasach było sokiem pomarańczowym, a teraz straciło swój smak.
   - Powinieneś porozmawiać z panem Bakerem - zauważa Evemis i wyłącza piec.
   - Jestem z nim umówiony na poniedziałek. 
   Rony rzuca poduszką w moją stronę, chcąc sprawdzić mój refleks. Łapię miekki przedmiot, zanim choćby spróbuje dotknąć mojego policzka.
   - Kurde no - narzeka mój brat. - Ale już myślałem, że tym razem mi się uda.
   - Nie da się tak łatwo zaskoczyć zawodowego żołnierza, Rony. Ale idzie ci coraz lepiej. 
   Uśmiecha się krzywo, po czym wraca do oglądania wiadomości. Piętnastolatka nakłada brązową, brzydką, acz przyjemnie pachnącą potrawę do trzech ceramicznych misek, po czym sięga po łyżki.
   - Rony, umyj ręce! Śniadanie!
   Nie widzę twarzy nastolatka, ale domyślam się, że właśnie przewrócił oczami. Uśmiecham się pod nosem. Evemis bywa nadopiekuńcza w stosunku do niego, czasami aż na siłę próbuje zastąpić mu matkę. Rozumiem, że nie mieli, nie mają normalnego dzieciństwa w pełnej rodzinie, ale zawsze wydawało mi się, że w miarę możliwości zastępuję im rodziców. Być może się myliłem. Przekonam się z czasem.
   We trójkę zasiadamy do posiłku. Brązowa breja smakuje jak budyń czekoladowy, ale da się w niej wyczuć coś jeszcze.
   Przez chwilę szukam w myślach określenia na ten dodatkowy składnik śniadania.
   - Maliny?
   Siostra posyła mi promienny uśmiech.
   - Zgadłeś! Komputer nie chciał mi ich wydać, bo, jak twierdził, "te produkty są niekompatybilne" - próbuje udawać jego głos, co całkiem dobrze jej wychodzi. - Powiedziałam: "chrzań się systemie i daj mi maliny!". Posłuchał, ale coś czuję, że teraz nie będzie już tak chętny do pomocy. 
   Rony śmieje się, a kropla brei z jego łyżki kapie na śnieżnobiały blat. Evemis rzuca się po szmatkę z mikrofibry.
   - Rony, czy ty musisz cały czas brudzić?!
   - Muszę - odpowiada chłopak z uśmiechem. - Przecież ty tak bardzo lubisz sprzątać.
   - Nieprawda!
   - A właśnie, że prawda!
   - Nieprawda!
   - Prawda!
   Obserwując tę dwójkę, żałuję, że nie miałem z kim prowadzić podobnych kłótni. Gdy w końcu mogłem swobodnie rozmawiać z Evemis, zacząłem szkolenie żołnierskie, nie byłem wówczas na tyle często w domu, by spytać o coś innego niż zwykłe "co w szkole?". A gdy zostałem prawnym opiekunem rodzeństwa, nie potrafiłem nawiązać z nimi takiej więzi, by móc się z nimi przekomarzać. 
   Jednak czas wszystko zmienia. Na szczęście.
   Rony jest już w stanie poddenerwowania, niedługo jego budyń wyląduje na ścianie. Pora interweniować.
   - Spokojnie, dzieciaki. - Odbieram Evemis szmatkę. - Co chcecie dzisiaj porobić?
   - Moglibyśmy pójść do tej księgarni w centrum. - Głos zabiera dziewczyna. - Potrzebuję nowego zeszytu do nut, a widziałam wczoraj, wracając z Akademii, że właśnie dostali nową dostawę. A, i potrzebuję książkę o historii powstania i przemian skrzypiec na przestrzeni lat.
   Cieszę się, że Eve pięknie przeszła przez swoje Odkrycie i już przygotowuje się do bycia wielką, muzyczną gwiazdą Ocelii, ale jej wydatki czasami mnie przerażają.
   - Przecież ostatnim razem kupowaliśmy ci nowy zeszyt.
   - Ale już go zapełniłam i potrzebuję nowy!
   Wzdycham. Odzywa się ból pleców. Świetnie, kolejny okład przestał działaś, muszę go wymienić.
   - Okay, kupimy wszystko, co potrzebujesz. Ale po zakupach wrócisz do domu i zrobisz nam obiad, a w tym czasie ja i Rony będziemy jedli lodowe desery. - Puszczam oko do chłopaka, który krzyczy głośne: "Tak!".
   - Módl się, bym nie dodała wam czegoś do obiadu - ostrzega nas siostra. - O ile w ogóle go wam zrobię.
   Wymieniamy z Ronym spojrzenie, ale nic już nie mówimy.
   Nastolatkowie idą do swoich pokoi przyszykować się do wyjścia, a ja odrywam z pleców gruby plaster z okładem i nakładam nowy. Rozgrzewa mięśnie i uśmierza ból. Mam nadzieję, że do wieczora całkowicie mi przejdzie.
   Podwijam rękaw czarnego swetra, starając się nie potrzeć nim obitego łokcia. Podchodzę do lustra w przedpokoju i przyglądam się ranie. Zaczerwieniona skóra, czarny punkt - miejsce po tkwiącym głęboko odłamku cegły. Dotykam go i syczę, to uczucie, jakby ktoś wbijał mi w to miejsce szpilkę.
   Nie mam pojęcia, jak jedna, drobna dziewczyna mogła doprowadzić mnie do takiego stanu. Skąd wzięła w sobie tyle siły? Zapewne normalnie nie atakuje tak ludzi. W ogóle nie wygląda na agresora. A jej niebieskie oczy przypominają mi swoją barwą niezapominajki, ulubione kwiaty mamy.
   Kręcę głową, moje myśli zagalopowały się na niebezpieczne tereny. Lepiej nie myśleć za dużo o kimś, kogo się nie zna. Nie chcę stworzyć sobie w głowie obrazu Cary DeMone, który nijak ma się do jej prawdziwego wizerunku.
   Choć muszę przyznać, intryguje mnie ta dziewczyna.
   Słyszę kroki zbiegających z piętra nastolatków. Rony zakłada przez głowę grubą, zieloną bluzę z kapturem i stara się ignorować Evemis, która właśnie nadaje mu o zbawiennych dla cery promieniach wrześniowego słońca.
   - Czy Sally dzisiaj przyjdzie? - pyta mnie młodszy brat. - Kupilibyśmy jej żelki!
   Zdaję sobie sprawę z tego, że moje rodzeństwo nie przepada za moją dziewczyną, ale ciągłe porównywanie jej do fikcyjnej postaci jest trochę irytujące.
   - Nie wiem - odpowiadam. - Germania - wyraźnie akcentuję imię pani magister - nic mi wczoraj nie wspominała.
   Szczerze, to z nią nawet nie rozmawiałem, rano byłem zajęty w Dowództwie, a później zajmowałem się badaniem wyczynu Cary. Chyba powinienem do niej zadzwonić. Do Germanii, nie do Cary.
   - Możemy już iść? - pytam, zerkając na neonowy wyświetlacz zegara unoszący się nad telewizorem. Dziesiąta trzydzieści dwie. Zanim dotrzemy do centrum, będzie jedenasta. A chciałbym jeszcze przed wyjściem uporać się z ostatnim raportem.
   Raport o zniszczeniu Purgatorio. Pani Smith nie będzie zbytnio zadowolona, gdy dowie się, że sprawcą jest ktoś spoza instytutu.
   Staram się teraz o tym zbytnio nie myśleć, ale nie da się ot tak zmienić tematu do rozmyśleń, odsuwa się on odrobinę wgłąb, ale nie znika. Będę się z nią musiał uporać i to najlepiej od razu po powrocie z rodzinnych zakupów.
   - Tak, tak, chodźmy już. - Evemis przewraca oczami i zakłada brązową, skórzaną kurtkę. - Tylko błagam was, nie każcie mi oglądać z wami kolejnych dziwnych karabinów czy innych takich.
   Wymieniam z Ronym porozumiewawcze spojrzenie.
   Dzisiaj każemy Evemis oglądać najnowszy model czołgu.

****

   Piętnastolatka jest nachmurzona, trzynastolatek zaś tryska humorem, z uśmiechem na ustach opowiada mi o tym, jak to w szkole stwierdzono, że po Odkryciu Rony z pewnością trafi albo do szkółki fizycznej i później zostanie żołnierzem jak ja i tata, albo będzie się uczył w Akademii
Ekonomicznej i zostanie ekspertem w Departamencie Prognoz  Gospodarczych. Jestem z niego dumny, w jego wieku nie wykazywałem żadnych zdolności poza sportem.
   Rodzice również byliby z niego dumni. Z Evemis też. Tylko co do siebie mam wątpliwości.
   - O, nareszcie! - Siostra wydaje okrzyk radości, wciska mi do ręki pudło z czarnym płaszczem, który sobie kupiła i wbiega do księgarni.
   Do tej pory musiała znosić moje i Rony'ego rozmowy o nowych maszynach lądowych wojska, zakup kolejnych sportowych butów dla chłopaka, zakup dwóch nowych koszul dla mnie oraz zakup kolorowych długopisów świetlnych. Teraz my będziemy znosić jej buszowanie wśród książek.
   Księgarnia jest dobrze oświetlona, co przy pogodnym dniu odrobinę razi oczy, ale można się szybko przyzwyczaić. Drewniane regały są zapełnione książkami od podłogi po wysoki sufit. W powietrzu unoszą się drobiny kurzu oraz zapach prasy drukarskiej. Obok księgarni znajdują się wydawnictwa i drukarnie, by książki nie musiały długo wędrować, zanim dotrą do klientów głodnych nowych przygód ulubionych bohaterów lub czyhających na dane premierowe pozycje literackie.
   Przechadzam się pomiędzy kolejnymi regałami w poszukiwaniu Evemis, która zagłębiła się w najdalsze zakątki działu muzycznego. Szuka wzrokiem odpowiedniego dzieła, a Rony bez większego zainteresowania czyta tytuły kolejnych woluminów. Rozglądam się wokół. Nie jestem molem książkowym, bo któż nim jest w dzisiejszych czasach? Ale jestem typem osoby, która od czasu do czasu wydaje odrobinę pieniędzy na nową powieść, by móc choć na chwilę przenieść się do innego świata. 
   W dawnych czasach, w jednym mieście mogło współistnieć na rynku czytelniczym kilka wydawnictw jednocześnie, a księgarnie było przynajmniej kilkanaście. Istniało także coś takiego, jak biblioteka, o ile dobrze pamiętam nazwę. Było to miejsce, w którym wypożyczało się książki do czytania i oddawało do wyznaczonego terminu. Można było wypożyczyć kilka różnych tytułów na raz. I to za darmo. Ludzie wówczas żyjący musieli być bardzo szczęśliwi. Też bym chciał zabierać bez płacenia wybrane książki.
   Podziwiając portret mojego ulubionego pisarza, dostrzegam na schodach karton. To znaczy, kogoś, kto niesie karton. Wydaje się ciężki. Po zejściu z ostatniego stopnia niewidoczna za pudłem osoba kieruje się w naszą stronę. Podchodzę do niej.
    - Przepraszam - odzywam się uprzejmie. - Może pomóc?
   - To bardzo miłe z pana strony - dobiega mnie przyjemny dla ucha, kobiecy głos - ale poradzę sobie.
   Próbuje mnie wyminąć, ale nie wiedząc, gdzie dokładnie stoją, wpada z pudłem prosto na mnie.
   - Przepraszam! - W jej głosie da się wychwycić zawstydzenie. I chyba skądś go znam. - Najmocniej pana przepraszam!
   - Nic się nie stało. Ale może jednak pomogę? - pytam, rozmasowując ramię.
   - Tak chyba będzie lepiej. - Podaje mi pudło, trzyma je w połowie, chwytam od dolnej krawędzi. - Proszę je za sobą ustawić, jest tam już zrobione dla niego miejsce.
   Odkładam ciężkie pudło tam, gdzie, jak mi się wydaje, powinno być, po czym odwracam się do kobiety i zamieram zaskoczony.
   - Cara? - Tych oczu nie da się pomylić z żadnymi innymi.
   Dziewczyna również jest zaskoczona moim widokiem, a także zawstydzona i zażenowana. Ma na sobie czarną bluzkę z długim rękawem i sprane dżinsy, a wokół bioder zawiązany zielony fartuch. Na lewym nadgarstku czarny sznurek. Uśmiecham się pod nosem. DeMone to chyba najbardziej naturalna dziewczyna, jaką znam (znam?). Poza Evemis. Ale ona ma jeszcze zakaz robienia sobie makijażu. Blondynka nie ma na twarzy ani odrobiny kosmetyków. I wygląda ślicznie.
   - Dzień dobry, kapitanie Baumwan. - Przykłada boczną część pięści do serca i pochyla głowę. - Co pan tu robi?
   Odwzajemniam gest powitania.
   - Dzień dobry. Jestem tutaj na zakupach z rodzeństwem - odpowiadam uprzejmie na pytanie, na mojej twarzy mimowolnie pojawia się uśmiech. Czuję jakąś dziwną więź z dziewczyną, jakbym już ją znał. - Pani, jak widzę, pracuje?
   - Zgadza się. - Kiwa potakująco głową, blond włosy nieznacznie się ruszają, długie, ciemne rzęsy rzucają lekki cień na policzki niebieskookiej. - Dostarczam zamówienie i rozpakowuję.
   - Rozumiem. - Rozglądam się wokół nas, pracownicy księgarni mają fioletowe fartuchy, nie zielone. - Ktoś pani pomaga?
   - Nie, radzę sobie z tym sama.
   - Dlaczego? - Nie potrafię zapanować nad ciekawością, dziewczyna jest bardzo oficjalna, jakby nie chciała, bym rozpoczął temat wczorajszych wydarzeń.
   Cicho wzdycha.
   - Ponieważ mam najkrótszy staż w firmie i muszę podejmować się zadań, których inni nie chcą wykonać, by się wykazać.
   - To dlatego była pani wczoraj w Iglesii? - Pytanie wypływa z moich ust, zanim zdążę ugryźć się w język.
   Blondynka w ciągu jednej chwili zamienia się w królową lodu.
   - Z całym szacunkiem - cedzi słowa, w głosie usłyszeć mogę cień urazy, a także ironii - ale nie wydaje mi się, żeby moje życie zawodowe było tematem pana pracy, kapitanie.
    Mierzy mnie spokojnie chłodnym wzrokiem, jej oczy przybrały barwę lodu, jej twarz zamieniła się w maskę. Zamknęła się w sobie, ale dlaczego?
   U mojego boku pojawia się Evemis, za nią słyszę kroki Rony'ego.
   - Znalazłam! - obwieszcza mi radośnie zielonooka, dopiero po chwili dostrzega Carę. - Przepraszam. Chyba nie przeszkodziłam?
   - Nie - odpowiada szybko DeMone. - Nie przeszkadza pani. - Drugi raz widzę, jak czyni tradycyjny znak. - Dzień dobry.
   - Dzień dobry. - Rodzeństwo także się wita. - Jestem Evemis Catryn Baumwan - przedstawia się nastolatka.
   - A ja jestem Rony Cum Baumwan - dopowiada ciemnowłosy chłopak.
   Na twarzy Cary gości szczery uśmiech.
   - Bardzo miło mi poznać. Jestem Cara DeMone, introligatorka.
   - Pracuje tu pani? - pyta Rony, czyniąc krok do przodu w kierunku nowo poznanej dziewczyny. Chyba mu się spodobała.
   - Aktualnie tak - odpowiada niebieskooka. - Rozpakowuję zamówienie księgarni, etatowo jestem zatrudniona w Family of books by Ocelia.
   - To największa firma introligatorska w mieście - zauważa trzynastolatek.
   - Zgadza się, Rony.
   Młodemu pojawiają się iskierki w oczach i lekkie rumieńce, gdy przyjaciółka doktora zwraca się do niego po imieniu.
   - Czyli pani Odkryciem były książki? Chwila. - Chyba o czymś sobie przypomniał, o czymś ważnym, bo aż otworzył usta. - To pani pięć lat temu święciła triumf podczas Odkrycia, prawda? Prawda?
   DeMone śmieje się przez chwilę, po czym rozczochruje Rony'emu włosy.
   - Tak, to prawda. Ale myślałam, że nikt już o tym nie pamięta.
   - Rony pamięta, proszę pani - wtrąca się Evemis. - Uwielbia oglądać wiadomości stare i nowe, i czytać, a większość zapamiętuje.
   - Naprawdę? - W jej oczach daje się dostrzec podziw. - To mam nadzieję, że umiesz wyciągać z nich odpowiednie wnioski i w przyszłości poprowadzisz Ocelię na światowe szczyty.
   Rony prostuje się i salutuje blondynce.
   - Zrobię, co w mojej mocy.
   Dziewczyna uśmiecha się, a nastolatek wpatruje się w nią z największym zachwytem.
   - Pomóc pani? - pyta Eve.
   - Dziękuję, ale nie trzeba. Wasz starszy brat już mi pomógł. - Zerka na mnie przelotnie, ale już się nie uśmiecha. - Z rozpakowaniem nie będę miała większego problemu. Jeszcze raz dziękuję za chęci. - Uśmiecha się do nich, nie zaszczycając mnie już spojrzeniem.
   - W takim razie będziemy się już kierować do kasy. - Popycham naprzód siostrę i brata, którzy prawie wrośli w podłogę.
   - Do widzenia, pani Caro! - mówi głośno Rony. - Bardzo miło było nam panią poznać!
   - Właśnie! - zgadza się z nim siostra.
   - Mnie również było miło. Do widzenia, Evemis! Do widzenia, Rony!
   Nastolatkowie machają jej na pożegnanie, co dla innych ma oznaczać, że są w jawnej relacji z blondynką. Kierują się w stronę kasy, a ja odwracam się jeszcze w stronę introligatorki. Nie patrzy w moim kierunku, układa książki na regale, prawy rękaw jej bluzki podwinął się, na nadgarstku widzę czarny tatuaż żółwia.
   Mógłbym przysiąc, że wczoraj go nie miała, rzuciłby mi się w oczy w chwili pchnięcia.
   Nie wiedząc, co powiedzieć, pozostawiam dziewczynę wśród książek i dołączam do rodzeństwa. Płacę za książkę i zeszyt do nut, po czym opuszczamy księgarnię.
  Nad nami świeci słońce, Rony nuci pod nosem, a Evemis dziwnie się uśmiecha, przytulając do siebie ostatnie zakupy.
   - Bardzo miła dziewczyna - zagaduje głosem starej ciotki.
   - Nie zauważyłem. - Wpatruję się w horyzont.
   - Skąd się znacie?
   - Z Iglesii. Kilka razy w miesiącu towarzyszy w drodze do instytutu pewnemu doktorowi fizyki.
   - Jak długo trwa ta znajomość? - Nastolatka chyba za cel obrała sobie przeprowadzić w tej chwili wywiad środowiskowy ze mną w roli odpowiadającego na wścibskie pytania.
   - Jutro minie tydzień.
   Jest zaskoczona tą odpowiedzią do tego stopnia, że nie zadaje mi kolejnego pytania. Za to głos zabiera Rony.
   - Jest cudowna. - A on rozanielony. - Inteligentna, bystra, zabawna, urocza, sympatyczna. I nawet nie wadzi to, że tak bardzo kocha książki. Jest idealna. I do tego taka piękna!
   Z głową w chmurach nie zauważa kamienia na chodniku i się o niego potyka, tylko dobra koordynacja ruchowa ratuje go przed niezbyt miłym spotkaniem z brukiem. Evemis śmieje się wniebogłosy  z zauroczenia młodszego brata i jego braku kontaktu ze światem, a ja uśmiecham się pod nosem.
   - Tylko się w niej czasem nie zakochaj - radzę bratu.
   - A co? Boisz się, że będziesz miał konkurencję? - odpyskuje, na co Evemis wybucha niepohamowanym śmiechem.
   Zadowolony z tego, że wydaliśmy mniej, niż się obawiałem, zapraszam rodzeństwo na obiad do restauracji. Przepuszczając siostrę w drzwiach, słyszę jej szept.
   - Ale coś w niej jest, Meyves. Widzisz to. Byłaby lepsza od Germanii.
   Gdy wreszcie docieramy do domu, jest już po szesnastej. Rony i Evemis goszczą się w salonie, gdzie pijąc mrożoną kawę, rozmawiają o poznanej dziś kobiecie.
   Udaję się do swojego pokoju, zamykam na klucz i biorę za raport. Musi być on obszerny, szczegółowy i, co najważniejsze, zgodny z prawdą. Choć ona niekoniecznie spodoba się doktor Smith.
   I znowu moją głowę zajmuje Cara. Jeśli wcześniej byłem nią zaintrygowany, to teraz jestem pewien, że dziewczyna z tatuażem skrywa jakąś tajemnicę.
   A ja chcę ją poznać.

****

   Miarowy oddech bruneta mnie uspokaja. Noc zapada nad miastem, gdy Simon ogląda mój tatuaż, a ja opowiadam mu o wydarzeniach w Iglesii, proroczym śnie oraz spotkaniu z Meyvesem i jego rodziną.
   - Nie wiem, może moja wrogość go odstraszyła, ale wciąż w jego obecności czuję strach, czego nie są w stanie zagłuszyć wesołość jego brata czy optymizm siostry.
   Jecber ogląda uważnie nadgarstek, naciska skórę, która jeszcze kilkanaście godzin temu miała koralową barwę, a która teraz jest czarna jak mrok za oknem.
   - Nie wiem, Cleo. - Przeczesuje dłonią włosy. - Doprawdy nie mam pojęcia, skąd i jak ten tatuaż  pojawił się na twojej ręce. Mogę jedynie stwierdzić, że jest on trwały.
   - No co ty.
   Moja ironia zbytnio nie przypada mu do gustu.
   - Nie zrozumiałaś mnie, Cleo. Mówiąc "trwały", mam na myśli "wieczny". Nie da się go usunąć laserowo. Umrzesz, mając go na ręce tak samo wyraźny, jak w tej chwili.
   Czuję się, jakby ktoś jednocześnie mnie spoliczkował, oblał lodowatą wodą, sypał mi do oczu piaskiem, przypalał ogniem stopy i powiesił do góry nogami. Poczucie fatum nad moją głową wyraźnie się wzmaga. Moje życie staje się z każdym dniem coraz dziwniejsze, a nie ma nikogo, kto umiałby powiedzieć, dlaczego tak się dzieje.
   Twardy grunt, po którym stąpałam spokojnie przez tyle lat, nagle zamienił się w ruchome piaski, tracę stabilność, zanurzam się coraz bardziej, niezdolna dotknąć dna, niemająca nic, co mogłabym chwycić, by choć na chwilę się zatrzymać.
   Patrzę bezradna na Simona, którego spokój wywołuje u mnie napad agresji. Zrywam się z miejsca i zaczynam nerwowo chodzić po kuchni, z rękami zaciśniętymi w pięści, schowanymi, dla bezpieczeństwa mojego i Simona, pod pachami.
   - I co ja mam teraz zrobić?
   Brunet wyjeżdża do przedpokoju, po chwili przywozi moją torbę, w której mam portfel, dokumenty, szczoteczkę do zębów, piżamę, kapcie, ubranie na zmianę, kosmetyczkę i klucze z mieszkania. Od razu po powrocie z pracy spakowałam się i przyszłam do przyjaciela. Nie zniosę kolejnej nocy sama w pustych czterech ścianach.
   Kładzie ją na stole. 
   - Na początek musisz się uspokoić, zdystansować do sprawy. I najważniejsze: wyspać.
   Przewracam oczami, podchodzę do jednej z szaf w salonie i wyciągam z niej koc oraz poduszkę, szykuję sobie posłanie na kanapie.
   - A co jutro? - pytam. - Przecież nie mogę siedzie cały czas w mieszkaniu.
   - Jutro, moja droga, wybierzemy się do miejsca, w którym to wszystko się zaczęło. - Widząc moją przerażoną minę, kiwa głową. - Tak, Cleo. Jutro wybierzemy się do Iglesii.

8 komentarzy:

  1. Świetny rozdział . Mayevs<3. Nie kapuje czemu Cleo się go boi ale ta dwójka znając cb będzie wyraźnie powiązana:p Jestem ciekawa Roniego i jego zakpchania... to takie słodkie :* Rozdział ogólnie cudowny choć nie do końca jasny. Czekam na next :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobrze kombinujesz ;) Cara i Meyves będą ze sobą jakoś powiązani, ale o tym w okolicach 9 rozdziału (jestem na szóstym).
      Zakochanie Rony'ego jest słodkie, ale, niestety, chłopak będzie musiał szybko wrócić na ziemię - różnicy wieku nie przeskoczy.
      Rozdział nie jest do końca jasny i dobrze, kilka rzeczy będzie można wyjaśnić w dalszych częściach opowiadania.

      Dziękuję za komentarz :*

      Usuń
  2. Cóż by tu napisać... chyba tylko jedno, wielkie SUPER! Było po prostu świetnie! Fajnie że ta trójka ma ze sobą takie relacje.

    No, więc to chyba tyle. A, jeszcze jedno. Od tej pory będę raczej jedynie czytał ale od czasu do czasu dziabnę jakiś komentarz. Mam nadzieję że nie będziesz zła :)

    Także ja już kończę swój wywód i życzę weny.

    Pozdrawiam,
    Czarnowłosy Blogger

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że rozdział ci się podoba :)
      Rodzeństwo ma ze sobą dobrą relację, ale, jak wspomniał Meyves, nie zawsze tak było. Wyjaśnienie w rozdziale 9/10.
      Komentarze pisz, kiedy będziesz mógł, bardziej istotne jest, byś czytał każdy rozdział i orientował się w akcji, by się później nie pogubić.

      Dziękuję za komentarz :*

      Usuń
  3. Rozważna nadrobiona, przechodzimy do WiP.
    A co to na ręce Cary? :O Hej, a może kosmici chcą ją opanować, ale zdołali opanować tylko dłoń? Tak jak w Kiseijuu? Wyczuwam krwawe anime, szkoda, że nie ma jeszcze pierwszego odcinka.
    O, jest i Rony! I Evemis! Ostatnio polubiłam Evemis.
    "- Kurde no - narzeka mój brat. - Ale już myślałem, że tym razem mi się uda."- Rony jest uroczy. Widać, że jest jeszcze dzieckiem, aczkolwiek to oglądanie wiadomosci ekonomicznych to raczzej przejaw dorosłości? Zainteresowanie krajem?
    "Powiedziałam: "chrzań się systemie i daj mi maliny!". Posłuchał, ale coś czuję, że teraz nie będzie już tak chętny do pomocy."- Evemis zyskuje u mnie dodatkowy punkt! :D
    "Obserwując tę dójkę, żałuję, że nie miałem z kim prowadzić podobnych kłótni. "- Dwójkę, dwójkę, dwójkę lubię, choć bez "w" też nie jest najgorzej. :D
    " (...) a ja odrywam z pleców gruby plaster z okładem i nakładam nowy."- plastry aikido? :D Oglądanie filmików z Youtuba chyba mi nie służy. :P
    " - Czy Sally dzisiaj przyjdzie? - pyta mnie młodszy brat. - Kupilibyśmy jej żelki!"- I to lubię! Tak, dodajmy jej do koktajlu żelki! >D
    " Dzisiaj każemy Evemis oglądać najnowszy model czołgu."- O, Cleo też by popatrzyła, bo będzie wymieniać różową śmieciarkę! :D
    Spotkanie Meyvesa z Carą takie piękne! C:
    Cara znowu z kartonami? :o Ja bym się bała, w końcu Hanka... :D
    O, czarny żółwik na nadgarstku Cary. Żółwie są świetne, aczkolwiek nie mam pojęcia, co jeden z nich robi na ręce
    Cary. :o
    " Moje życie staje się z każdym dniem coraz dziwniejsze, a nie ma nikog, kto umiałby powiedzieć, dlaczego tak się dzieje."- Chcę poznać Nikoga, równy z niego gość! :D
    O, Cara wybiera się do Iglesii. Będzie się działo.

    Rozdział jak zwykle świetny, co tu dużo mówić.
    Pozdrawiam i czekam na nn. ^^

    Tak, jeszcze mi pikselowy dinozaur będzie przeszkadzał w publikacji. A weź wymrzyj, ok?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za wyłapanie tych literówek, za chwilę je poprawię ;)
      Anime chyba ryją Ci banie. Nie szkodzi, ja ostatnio zauważyłam, że wszędzie chcę widzieć coś z książki "Projekt: Rosie" ^^
      Rony może i jest jeszcze dzieciakiem, ale jest inteligentny i chłonny wiedzy.
      Evemis i jej rozmowa z komputerem - chciałam dać coś śmiesznego, więc dałam :)
      Ale akurat Carę kartony lubię, nie podzieli ona losu Hanki Mostowiak ;)
      Będę wymieniać różową śmieciarkę na czołg?! :o Yeah!!!
      Żółw się wyjaśni, nie bój żaby ;)

      Dziękuję za komentarz :**

      Usuń
  4. Już miałam zrzucić winę na moją sklerozę, ale jednak... nie czytałam tego rozdziału. Coś mi nie pasowało, no bo paczam i... hej, nie czytałam wcześniej o rodzeństwie Meyvesa :o. Więc coś tu nie gra. No, to przedłużam lekturę i nadrabiać rozdzialik C:
    TAK! Cara, wywołałaś demony! Ohoho. Zaraz przyjdzie Nathiel >D
    "- Miarą siły i odwagi nie jest wiek, lecz serce, mój przyjacielu." - takie złote słowa!
    Tajemniczy tatuaż zaczyna się tworzyć :o chyba wzięłabym nóż i go wydziobała, gdyby coś takiego pojawiło się na mojej łapie.
    Meyves. TAk bardzo się przejmuje Carą. Prawie jej nie zna, ale się przejmuje XD. Widać, że coś go do niej ciągnie!
    Ponoć nie istnieje człowiek, któremu się nic nie śni :o zawsze coś nam się śni, ale nie zawsze mamy tego świadomość. Tak słyszałam XD. Jak jest naprawdę: kto wie!
    Atak Rony'ego! Jeeeej! Czekam na moment, aż w końcu trafi Meyvesa w twarz poduchą! XDDD to będzie zabawne.
    "Powiedziałam: "chrzań się systemie i daj mi maliny!" - ha! To było dobre! Już lubię Evemis >D! Na dodatek ma zadatki na muzyka. Lubię ją jeszcze bardziej! Kupuj jej zeszyty, Meyves! Kupuj!
    "Dzisiaj każemy Evemis oglądać najnowszy model czołgu." - biedna Evemis XD.
    W ogóle... przyznam ci szczerze, że ten fragment był tak świetny, że aż uśmiech mi nie schodzi z twarzy. Był taki lekki, przyjemny, przedstawiał fajnie relacje rodzeństwa... no, kurdę, więcej takich C:
    Zanim doczytałam spotkania Meyvesa i Cary wiedziałam, że Meyves wchodząc do księgarni spotka Carę. Coś mi to podpowiadało. Ohoho.
    Rony'ego też już polubiłam. Jest zaglebisty. Widać, że Cara mu się spodobała XDD! Ale w takim fajnym, dziecięcym sensie! *powiedziała Naff, trzymając na kolanach pizzę i nie mogąc się oderwać od czytania*
    Nie mogłam z tekstu Meyvesa: "nie zauważyłem" (że Cara jest miła). Ja w sumie tego też nie zauważyłam XD. Dla mnie się jawi jako chłodna istota, póki co.
    Ogółem bardzo fajny i miły rozdział C: jaram się. Chcę więcej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie sprowadzę tu Nathiela, bo wszystkich pozabija swoją głupotą!
      Masz takie samo odczucie co Meyves - i bardzo dobrze! Bo taka ma być Cara w odczuciu - chłodna, zdystansowana.
      To ten rozdział, który najlepiej mi się pisało i najszybciej. Słowa przychodziły same, teraz z 7 rozdziałem stoją w miejscu.

      Dziękuję za komentarz :**

      Usuń

Komentarze mile widziane ;) Hejty niekoniecznie :P

Obserwatorzy