Zapowiedź rozdziału 5, który pojawi się 23/24 października.
___________________________________________________
Patrick odpina pierwszy guzik koszuli.
- Ocaleni z paszczy smoczycy! - komentuje opuszczenie gabinetu Smith.
- I dobrze - zgadzam się z mężczyzną. - Nikt w instytucie tak mnie nie przeraża jak ona, nawet generał główny.
- Mam to samo odczucie, Meyves. - Blondyn przygląda się naszemu odbiciu w jednej ze szklanych ścian windy. - Victelia Smith budzi powszechny szacunek, który wynika raczej z lęku niż faktycznego podziwu dla jej osiągnięć. Tak to już jest z tymi, którzy sięgnęli po najwyższą władzę.
- Jak myślisz, dlaczego chce trzymać Carę jak najdalej od Iglesii?
- Nie jestem pewien, przyjacielu. - Zamyśla się na chwilę. - Ale wydaje mi się, że wyczuwa ona w pannie DeMone jakieś zagrożenie. A propo, powiedziałeś smoczycy, że znasz sprawczynię tego całego galimatiasu?
Nie do końca rozumiem, co znaczy słowo "galimatias", ale przyjmuję, że to synonim słowa "chaos".
- Wprost nie, ale coś mi mówi, że odkryła to po przeczytaniu raportu.W dodatku stwierdziłem przybliżony wiek Cary, co pewnie wzbudziło u doktor podejrzenie.
- Uważaj, młody. - Blondyn klepie mnie po ramieniu. - Oby to nie był początek jakieś większej afery.
- Dzięki.
Docieramy na piętro Departamentu Fizyki i Nauk Astronomicznych. Jeśli do tej pory spotkało mnie kilka małych zaskoczeń, to ta niespodzianka wprawia mnie w osłupienie.
Przed nami, tuż przy głównym wejściu do departamentu, zaparkowany jest wózek inwalidzki z doktorem Jecberem na pokładzie. Dobrze wiem, kto prowadzi ten pojazd.
Cara DeMone patrzy po nas uważnie, odrobinę lękliwie, ale trwa dzielnie na swoim miejscu. Podchodzimy do tej dwójki ciekawi, o co chodzi. Skoro Carze udało się przedostać do Iglesii, oznacza to, że Smith jeszcze nie wydała stosownego rozporządzenia.
Musimy gdzieś ukryć blondynkę.
- Dzień dobry. - Czynię znak powitania, ale dziewiętnastolatka jest zbyt zdenerwowana, by bawić się w uprzejmości.
Jednym szybkim ruchem podwija rękaw białej bluzki, a ja po raz drugi mogę zobaczyć na jej nadgarstku tatuaż. Ma kształt żółwia, jest dość symetryczny, nie ma jednak żadnego zaczerwienieni, które świadczyłoby o tym, że to malowidło na skórze jest świeże. A skoro tak nie jest, to jakie wytłumaczenie pozostało?
Czary.
- Proszę - odzywa się niebieskooka. - Proszę, pomóżcie mi.
___________________________________________________
Patrick odpina pierwszy guzik koszuli.
- Ocaleni z paszczy smoczycy! - komentuje opuszczenie gabinetu Smith.
- I dobrze - zgadzam się z mężczyzną. - Nikt w instytucie tak mnie nie przeraża jak ona, nawet generał główny.
- Mam to samo odczucie, Meyves. - Blondyn przygląda się naszemu odbiciu w jednej ze szklanych ścian windy. - Victelia Smith budzi powszechny szacunek, który wynika raczej z lęku niż faktycznego podziwu dla jej osiągnięć. Tak to już jest z tymi, którzy sięgnęli po najwyższą władzę.
- Jak myślisz, dlaczego chce trzymać Carę jak najdalej od Iglesii?
- Nie jestem pewien, przyjacielu. - Zamyśla się na chwilę. - Ale wydaje mi się, że wyczuwa ona w pannie DeMone jakieś zagrożenie. A propo, powiedziałeś smoczycy, że znasz sprawczynię tego całego galimatiasu?
Nie do końca rozumiem, co znaczy słowo "galimatias", ale przyjmuję, że to synonim słowa "chaos".
- Wprost nie, ale coś mi mówi, że odkryła to po przeczytaniu raportu.W dodatku stwierdziłem przybliżony wiek Cary, co pewnie wzbudziło u doktor podejrzenie.
- Uważaj, młody. - Blondyn klepie mnie po ramieniu. - Oby to nie był początek jakieś większej afery.
- Dzięki.
Docieramy na piętro Departamentu Fizyki i Nauk Astronomicznych. Jeśli do tej pory spotkało mnie kilka małych zaskoczeń, to ta niespodzianka wprawia mnie w osłupienie.
Przed nami, tuż przy głównym wejściu do departamentu, zaparkowany jest wózek inwalidzki z doktorem Jecberem na pokładzie. Dobrze wiem, kto prowadzi ten pojazd.
Cara DeMone patrzy po nas uważnie, odrobinę lękliwie, ale trwa dzielnie na swoim miejscu. Podchodzimy do tej dwójki ciekawi, o co chodzi. Skoro Carze udało się przedostać do Iglesii, oznacza to, że Smith jeszcze nie wydała stosownego rozporządzenia.
Musimy gdzieś ukryć blondynkę.
- Dzień dobry. - Czynię znak powitania, ale dziewiętnastolatka jest zbyt zdenerwowana, by bawić się w uprzejmości.
Jednym szybkim ruchem podwija rękaw białej bluzki, a ja po raz drugi mogę zobaczyć na jej nadgarstku tatuaż. Ma kształt żółwia, jest dość symetryczny, nie ma jednak żadnego zaczerwienieni, które świadczyłoby o tym, że to malowidło na skórze jest świeże. A skoro tak nie jest, to jakie wytłumaczenie pozostało?
Czary.
- Proszę - odzywa się niebieskooka. - Proszę, pomóżcie mi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentarze mile widziane ;) Hejty niekoniecznie :P