czwartek, 20 listopada 2014

6 Maybe my power is only ilusion

   Rozdział pisany 5 - 18 października 2014 roku.
   Nudny, ale takie też muszą być.
   Coś czuję, że z Cary i Meyvesa pary nie będzie. To nie ten czas, nie ta bajka.
   Możliwe literówki, tekst przejdzie jeszcze korektę.
_________________________________________________



Szukając prawdy, mogę odnaleźć siebie...
C.M.C.

   Już w starożytności można było usłyszeć  o ludziach mających nadprzyrodzoną moc, leczących innych samym dotykiem dłoni czy formułką zaklęcia. Nie mówię tu o mężczyźnie Jezusie Chrystusie, on dał początek jednemu z największych wyznań, jakim jest chrześcijaństwo. Chodzi mi o szamanów. Tych, którzy budzili respekt swoimi dziwnymi, niezrozumiałymi praktykami. Nigdy do końca nie odkryto, skąd wzięła się ich wiedza, ważne, że ich moc działała.
   W drugiej połowie dwudziestego pierwszego wieku grupa ochotników poddała się eksperymentowi genetycznemu. Do ich DNA dodane zostały chromosomy zmarłych szamanów oraz całkowicie nowy gen - BGB w celu "wyhodowania" nadludzi. Po zmianie ich materiału genetycznego owi ochotnicy zostali poddani próbom żywiołów, by ocenić ich szanse na przeżycie w wypadku różnych klęsk. Okazało się, że nie tylko potrafili przetrwać w każdych warunkach, potrafili także kontrolować w pewnym stopniu świat. Znakiem rozpoznawczym tej grupy był tatuaż - troje oczu o różnych kolorach tęczówek. Umieszczony na klatce piersiowej świecił podczas korzystania z mocy przez osobnika z nowym DNA. Strzegący, bo tak nazwano ową grupę, stali się istną elitą, zostali wysłani wysłani na każdy dawny kontynent, by pomagać rządom wielu państw. Z czasem stali się najważniejszymi osobami w kraju. Zaczęli decydować o najbardziej istotnych sprawach, co nie spodobało się szerokiemu gronu polityków.
   Zdegradowali oni Strzegących, w Ocelii usunięto ich siłą, wielu zginęło, pozostali przy życiu ukryli się pod ziemią, nie wiadomo do końca, co się z nimi stało. Poza jednym.
   Tyrion Raymes pozostał blisko rządu, a gdy Ocelia stała się monarchią, poślubił córkę ówczesnego króla. I przekazał swoje geny kolejnym pokoleniom rodziny królewskiej (informacje z książki "Historia monarchijna Ocelii" - przyp. aut.).
   Zdaniem Evemis ja jestem jego potomkiem.
   Wpatruję się we wrzos stojący na parapecie salonowego okna. Jego fioletowa barwa przywodzi mi na myśl jakieś magiczne miejsce, gdzie nie ma zła, wszyscy żyją ze sobą w pokoju i czystej harmonii.
   Ale taki świat nie istnieje, a teoria młodej Baumwan może być prawdą. Straszną prawdą, na którą nie jestem przygotowana.
   Simon jest dość sceptycznie nastawiony, taksuje zielonooką wzrokiem.
   - Z całym szacunkiem, Evemis, ale skąd ta pewność? Przecież Cara nie ma żadnego tatuażu poza tym na nadgarstku.
   Nie wiem, czy naukowiec zdaje sobie sprawę z tego, jak to zabrzmiało. Jakby widział mnie nago. A nie widział mnie tak nigdy. Bo nigdy nie byłam gotowa tak się komukolwiek pokazać.
   - Nie musi go mieć, doktorze Jecber - tłumaczy nastolatka. - Według wszelkich danych, tatuaż zniknął z ciał Strzegących, jednak pozostało po nim coś innego. - Spogląda teraz na mnie. - Niebieskie oczy, znamię świecące na szaro i czarny sznur na nadgarstku. - Przygląda się dokładnie moim rękom. - Jest sznurek, ale znamię nie jest szare. - Zamyśla się.
   - To chyba podważa twoją teorię. - Simon opiera się o oparcie wózka, chyba czuje się odrobinę nieswojo, będąc na uboczu. Nie miałam jak zmieścić jego środka transportu między kanapą a fotelem, dlatego jest bliżej przejścia do kuchni.
   Zażenowana upijam łyk herbaty.
   - Doktorze Jecber - odzywa się Meyves - moja siostra może mieć rację. Znamię pana przyjaciółki lśni szarością, gdy użyje swojej mocy i pośle kogoś na ścianę. Widział to pan dzisiaj w gabinecie doktora Bakera.
  Czy musi o tym przypominać? Zaatakowałam go już dwukrotnie, w ogóle się nie kontrolując. Jeśli moja moc ma polegać na tym, że krzywdzę innych, to ja za nią podziękuję, nie chcę jej. W ogóle nie chcę być z dnia z dzień kimś wyjątkowym, bo dziwnym.
   Posyłam Meyvesowi spojrzenie pełne wyrzutu, napotykając szmaragd, znowu czuję strach. Tylko dlaczego?
   - Caro - głos zabiera Baker - od jak dawna nosi pani na lewej ręce ten czarny sznurek?
   Spoglądam w dół ręki.
   - Odkąd pamiętam. Co jakiś czas musiałam znajdować dłuższy, bo rosłam, ale musiałam go mieć. Bez niego czułam się, jakby brakowało jakieś cząstki mnie.
   Psycholog przygląda mi się uważnie, a ja czuję nagle przejmujące zmęczenie. Przez ostatnie niewiele dni spałam, noszenie ciężkich pudeł także dało mi się we znaki.
  Moi towarzysze próbują znaleźć argumenty i kontrargumenty dla tezy nastolatki, głowa opada mi na ramię Rony'ego. Chłopiec patrzy na mnie zaniepokojony.
   - Pani Caro, wszystko w porządku? - pyta, ogarniając mi z czoła kosmyk włosów.
   - Tak, Rony, wszystko w porządku, jestem po prostu odrobinę śpiąca.
   Młodzieniec wzrokiem zwraca na siebie uwagę brata, kapitan podnosi się z miejsca i podchodzi do nas.
   - Panno DeMone, wszystko dobrze? Co się dzieje?
   Powoli pozwalam umysłowi się wyłączyć, zamykam oczy, ale za chwilę znowu je otwieram.
   - Jest śpiąca.
   - Evemis, idź na górę przygotować dla panny DeMone posłanie - rozkazuje siostrze, po czym bierze mnie na ręce.
   Spoglądam na niego zaskoczona, nie spodziewałam się takiej bliskości z jego strony po tym, co mu zrobiłam. Zanim opuszczamy salon, napotykam zawiedziony wzrok Simona. Przez swoją niepełnosprawność nigdy nie mogliśmy mieć aż tak intymnego kontaktu.
   Bezgłośnie kieruję do przyjaciela słowo "Przepraszam", po czym kapitan zaczyna wspinać się po schodach na piętro, gdzie krząta się Evemis.
   Jest tu odrobinę ciemniej niż na parterze. Kapitan wchodzi do drugiego pokoju po prawej, jego siostra właśnie rozkłada pościel.
   - Gotowe. - Uśmiecha się do mnie. - Dobranoc, panno Caro.
   - Dobranoc, Evemis - szepczę cicho.
   Brunetka wychodzi, a Meyves kładzie mnie delikatnie na łóżku. Otulona przyjemną miękkością koca szukam idealnej pozycji, by oddać się we władanie Morfeusza.
   Zielonooki pochyla się nade mną i całuje w czoło.
   - Dobranoc, Cleo.
   W jego ustach moje imię brzmi inaczej, jakby kryło się za nim coś magicznego.
   Odpływam do krainy snów.

****
   Opuszczam pokój, gdy dziewczyna zaczyna oddychać regularnie i miarowo. Nie wiem, dlaczego ją pocałowałem, poczułem, że muszę to zrobić. 
   Stoję przed drzwiami i zastanawiam się, czy Cara może być kimś wyjątkowym, czy możliwe, że ma w sobie moc? Właściwie to by mnie to nie zdziwiło, pasowałaby mi na Strzegącą. Gdyby okazała się jedną z nich, Ocelia mogłaby stać się potęgą, jednocześnie krajem pokojowym.
   Zatopiony w myślach nie słyszę kroków psychologa. Patrick staje u mojego boku i przygląda mi się badawczo.
   - Śpi?
   - Tak, zasnęła. Musiała być bardzo zmęczona.
   - A jak ty się czujesz? - Baker przeczesuje dłonią włosy. - Porządnie oberwałeś.
   - Na szczęście, uderzyłem w fotel, to przyjemniejsze niż goła ściana. - Wzdycham i jak on przeczesuję ciemne włosy. Ja również czuję się zmęczony tym wszystkim i przytłoczony, ale nie mogę sobie pozwolić na chwilę odpoczynku jak Cara. - Jednego nie rozumiem - zwracam się do mężczyzny. - Rozbiła mur jak gdyby nigdy nic. Przecież minęły lata. Nie wydaje ci się to odrobinę...
   - Podejrzane? Tak, nawet bardzo. Ale to oznacza, że coś się wydarzy. Nikt ot tak nie ma dostępu do Destiny. A jej się udało. Jej przeznaczeniem jest dokonać wielkich rzeczy.
   - Nie wydaje mi się, by miała im sprostać. To jeszcze dziecko.

   - Miarą siły i odwagi nie jest wiek, lecz serce, mój przyjacielu. A ta młoda dama ma największe serce, jakie kiedykolwiek widziałem. I powiem ci coś jeszcze, Meyves. - Patrick dotyka mojego ramienia. - Coś mi mówi, że Cara zmieni życie wielu osób. Także twoje. - Uśmiecha się, po czym schodzi z powrotem na dół.
   Nic z tego nie rozumiem, jestem zagubiony. Opieram się o ścianę, wpatruję w sufit rodzinnego domu.
   Mama wiedziałaby, co robić.
   Odwracam się, dotykam klamki drzwi, otwieram je i w ciemności i w ciemności wpatruję się w śpiącą blondynkę.
   Jeśli Evemis ma rację, jeśli Cara należy do potomków Tyriona Raymesa, to znaczy, że jest kimś w rodzaju księżniczki Strzegących.
   Czy da radę udźwignąć takie brzemię?
   Z pomocą przyjaciół tak.
   Tylko musi nam zaufać.

****

   Za oknem mrok, gwiazdy schowały się przed ciemnością, jakby wyczuwały zło, które się w niej czai.
   Wdychając chłodne powietrze wpadające przez otwarte okno pokoju, staram się odgonić zbędne myśli. Powinienem już spać, ale mimo ogromnego zmęczenia, nie mogę. Sam na piętrze zaczynam mieć lekki atak paniki. Opuszczam więc sypialnię, kieruję się na schody, na których zasiadam, wsłuchując się w lekkie, lecz słyszalne chrapanie Rony'ego. Z pokoju Evemis dochodzi cicha muzyka, pewnie zasnęła, zanim wyłączyła komputerową wieżę. Z pokoju zajmowanego przez Carę nie dochodzi żaden dźwięk.
   Po jej zaśnięciu jeszcze tylko przez chwilę rozmawialiśmy w salonie o podjęciu pewnych działań ochronnych, po czym Patrick odwiózł doktora Jecbera. Fizyk nie był z tego zbytnio zadowolony, chciał zostać, ale wiele by tutaj nie zdziałał. Wyjeżdżając z domu, posłał mi srogie spojrzenie mówiące: "Jeśli coś jej się stanie, zabiję cię". Wziąłem je sobie do serca. Będę pilnował Cary, jestem zamieszany w tę sprawę.
   Moich uszu dochodzą czyjeś kroki. Z piętra schodzi Cara - poplątane blond włosy lekko kręcą się na końcu, poduszka zostawiła ślad na jej policzku. Ubrania ma lekko wygniecione. Jest boso.
   - Przepraszam - odzywa się rozespanym głosem. - Chyba cię nie obudziłam?
   Schodzi niżej i siada na schodku obok mnie.
   - Nie, nie obudziłaś. - Posyłam jej blady uśmiech. - Nie mogę zasnąć, dlatego tu siedzę.
   - Też tak robiłam. - Opiera brodę na dłoniach. - W domu dziecka. Nie mogąc uciec w świat snów, siadałam na schodach na trzecie piętro i wpatrywałam się przez okno w las. Robiłam to także po przebudzeniu się z koszmarów.
   - Jakich koszmarów? - pytam zaciekawiony.
   - Proroczych snów. - Spogląda na mnie uważnie, badając moją reakcję. - Prześladują mnie one od zawsze. Przez kilka lat mi nie przeszkadzały. Do czasu.
   - Co się wydarzyło?
   Zmęczenie przeszło mi całkowicie. Chcę tu siedzieć i dowiedzieć się o tej dziewczynie jak najwięcej. W jej towarzystwie czuję się teraz rozluźniony, bez tej całej oficjalności dziennego światła czuję się swobodnie. Mam nadzieję, że Cara czuje się podobnie.
   W jej niebieskich oczach pojawia się smutek, gdy wspomnienia atakują jej głowę.
   - Przyśniła mi się śmierć jednego z wychowanków. A dwa dni później stała się ona prawdą. Jeremy popełnił samobójstwo na tydzień przed opuszczeniem domu dziecka. To moja wina. - Kryje twarz w dłoniach. - Mogłam go powstrzymać. Ale byłam tylko dzieckiem.
   Jej ramiona zaczynają się trząść, bez wątpienia dziewczyna płacze. Ta tragedia ciągnie się za nią już tyle lat. Inna osoba dawno by się załamał, ona jakoś daje radę.
   Przyglądam się jej dokładnie. Patrick ma rację - jest silna. Pytanie, na jak długo starczy jej tej siły.
   Obejmuję Carę ramieniem i delikatnie głaszczę po głowie.
   - Nie do ciebie należało zapobiegnięcie jego śmierci. To opiekunowie powinni coś zauważyć.
   - Albo mi zaufać - przerywa moją próbę pocieszenia. Kolejne łzy spływają po policzkach, gdy uwalnia twarz z ochrony dłoni i wpatruje się w dal. - Powiedziałam jednej z nich o śnie, zbyła mnie, twierdząc, że mam zbyt wybujałą wyobraźnię. Po pogrzebie Jeremy'ego wysłała mnie do psychologa, by wyjaśnił, co mi jest. Nie udało mu się, chciał mnie poddać eksperymentowi, by udowodnić, że moje sny są wynikiem czyjeś manipulacji. Dyrektor sierocińca się na to nie zgodził. I chyba dobrze zrobił. - Uwalnia się z mojego objęcia i wyciera mokrą twarz rękawem bluzki. - Przepraszam, że cię zanudzam. Rozgadałam się. 
   - Nie masz za co przepraszać. - Uśmiecham się do niej. - Cieszę się, że się otworzyłaś, to może nam pomóc poznać prawdę, znaleźć źródło twojego pochodzenia.
   - Ale takie rozmowy to chyba powinnam prowadzić z doktorem Bakerem. - Odwzajemnia uśmiech. - Jest dobrym psychologiem?
   - Najlepszym w mieście. O ile nie w kraju.
   Zamyśla się nad czymś, a kosmyk włosów opada jej na policzek. Cienie widoczne w blasku księżyca sprawiają, że jej twarz wygląda, jakby była wyrzeźbiona z marmuru. Kształtny nos, blade, ale pełne usta. Zarysowane wyraźnie kości policzkowe, bruzda na czole. Tak ludzka, jednocześnie tak bosko doskonała. Wygląda na członka rodziny królewskiej.
   - Szlag. - Opiera głowę o kolana, palcami dłoni dotyka stopnia. - Dlaczego ja? Dlaczego mnie to spotyka?
   - Najwidoczniej takie jest twoje przeznaczenie.
   Wzdycha ciężko.
   - Ten, kto wymyślił moje przeznaczenie, musiał być naćpany, a teraz nieźle się bawi. Radocha na całego.
   - Porzuć radość, przybyszu... - zaczynam cytat.
   - I poddaj się przeznaczeniu. - Cara uśmiecha się delikatnie. - Wasze motto jest trochę przerażające. Każe odrzucić coś miłego dla duszy i ciała, i dać ponieść się życiu. Chybabym nie dała rady.
   - Dlaczego?
   - Bo potrzebuję radości jak powietrza. - Unoszę brew, nie bardzo rozumiem. - Gdybym nie czerpała radości z kilku drobnych rzeczy w ciągu dnia, takich jak śpiew ptaków, lekki wiatr, uśmiech drugiego człowieka, szczere "Dziękuję", nowa książka trzymana w dłoni, zwariowałabym i siedziała teraz zamknięta w psychiatryku.
   Obraz dekadentki nie pasuje mi do tej drobnej, młodej kobiety. Ale w gruncie rzeczy nawet jej dobrze nie znam.
   - Ale w nim nie jesteś.
   - Jeszcze.
   Powoli się dźwiga, schodek skrzypi lekko, gdy nie odczuwa jej ciężaru. Cara czyni krok do góry, zerka jeszcze na mnie z lekkim uśmiechem.
   - Dziękuję za rozmowę i że mogłam tu z tobą posiedzieć.
   - Nie ma za co. Polecam się na przyszłość. 
   - O ile jakąś mieć będziemy.
   Również wstaję. Mimo jednego stopnia różnicy, blondynka nadal nie dorównuje mi wzrostem, jest chyba niższa od Evemis.
   - Mogę wiedzieć, czy macie jakiś dodatkowy klucz panelowy do domu?
   Jestem zaskoczony pytaniem niebieskookiej. Po co jej potrzebny klucz do naszego domu?
   - Mam jeszcze dwa zapasowe. Do czego chciałabyś go wykorzystać? 
   - By rano zamknąć za sobą drzwi. - Patrzę na nią beznamiętnym wzrokiem, nie rozumiejąc. Cara zerka na wyświetlacz neonowego zegara rozświetlającego odrobinę salon. Jest po trzeciej w nocy. - Za dwie godziny będę musiała zbierać się do pracy. Nie chcę obudzić, ale też nie mogę zostawić was z otwartym domem.
   Jej troska o nas jest urocza. Uśmiecham się.
   - To chyba nie będzie konieczne, raczej tej nocy nie zasnę.
   - Powinieneś się położyć i spróbować zasnąć.
   Kręcę przecząco głową.
   - To nic nie da, leżąc bezczynnie będę się jedynie jeszcze bardziej męczył. Idź spać, gdy będziesz wychodziła, zapukaj do mojego pokoju. - Wskazuję dłonią korytarz do sypialni. - Zamknę za tobą.
   - Dobrze.
   - Może zrobić ci śniadanie?
   - Nie, nie trzeba. Dziękuję. - Pochyla się lekko do przodu. - Za wszystko. - Całuje mnie w policzek.
   - Nie ma za co.
   Idzie powoli do góry, ze szczytu schodów posyła mi ostatnie spojrzenie.
   - Dobranoc, Meyves.
   - Dobranoc, Cara.
   Znika na korytarzu, a ja pozostaję na swoim miejscu. Coś mi mówi, że dystans, który na początku znajomości mogłem wyczuwać ze strony DeMone, znacznie się zmniejszył. Cieszy mnie to. Chcę być jej przyjacielem. Chcę być kimś, komu może zaufać.

****

   Dzień dopiero się budzi, słońce nieśmiało prosi o zgodę na pojawienie się na nieboskłonie, jakby się czegoś wstydziło. Schodzę na dół, gdzie neonowa czerwień rani moje oczy. Piąta czterdzieści dwie. Od mojej nocnej rozmowy z kapitanem minęło sto pięćdziesiąt sześć minut. Przez ten czas udało mi się zdrzemnąć na tyle, by utrzymać się w pionie. Wcześniejszy sen w wygodnym łóżku podładował mi akumulatory, a rozmowa mnie uspokoiła, dzięki niej czuję, że poradzę sobie z tym, co szykuje mi los.
   Ciepły koc, którym wczoraj okrył mnie Meyves na krótko przed pierwszym pocałunkiem, leży teraz na łóżku w pokoju gościnnym, złożony w kwadrat. Stąpając na palcach, podchodzę pod drzwi sypialni bruneta i nasłuchuję. Cisza. Delikatnie naciskam mosiężną klamkę i pcham drewno.
   W pokoju panuje przyjemny półmrok, meble odcinają się widocznie swoim konturem. Naprzeciwko mnie osadzone jest biurko zawalone dokumentami. Poza nim jest jeszcze szafa, krzesło, regał z książkami oraz łóżko ze śpiącym na nim osobnikiem. Jest tu skromnie, co mnie pociesza, nie zniosłabym nagłego przepychu.
   Podchodzę do posłania, obserwując Meyvesa. Leży na plecach, oddycha głęboko, jego klatka piersiowa unosi się rytmicznie. Kucam, dotykając ręką ramy łóżka, owiewa mnie oddech mężczyzny. Ciemne włosy tworzą mroczną aureolę wokół jego głowy. Muszę przyznać, że śpiąc, wydaje się być przystojniejszy niż podczas ruchu.
   Delikatnie całuję jego czoło i cicho szepczę mu do ucha słowa podziękowania, po czym opuszczam pokój, dokładnie zamykając drzwi i dom Baumwanów na klamkę. Jestem im ogromnie wdzięczna za gościnę, pomoc, zaufanie i chęć rozpoczęcia przyjaźni. Może wreszcie szczęście się do mnie uśmiechnie. 
   Wpatruję się w drzwi wejściowe do budynku. Meyves śpi, więc ich od wewnątrz nie zamknie. Nie znalazłam zapasowego klucza, więc jestem w kropce.
   Wzdycham, w mojej głowie pojawia się pewna myśl. Skoro potrafię odepchnąć silniejszego od siebie mężczyznę, to może umiem pociągnąć za sobą drzwi tak, by ich zamek uruchomił w domowym komputerze funkcję zamknięcia?
   Warto spróbować.
   Choć mogę przez to narobić hałasu. A młodzież chyba nie będzie zadowolona, że budzę ją tak wcześnie.
   Uchylam drzwi, koncentruję wzrok na klamce i staram się uwolnić drzemiącą we mnie siłę. Tatuaż żółwia rozjaśnia się szarością, żyłami dziwna moc spływa do trzymanego przeze mnie przedmiotu. Zamykam cicho drzwi, klamka uruchamia mechanizm, moich uszu dochodzi dźwięk blokady.
   Udało się. 
   Uśmiecham się pod nosem. Może i przeraża mnie moje przeznaczenie, ale przynajmniej moc, którą odziedziczyłam, mogę wykorzystać do obrony siebie i innych.
   Wystawiając twarz do słońca, kieruję się w stronę obrzeży miasta, muszę iść do mieszkania po zmienne ubrania. Zatopiona w celebrowaniu pięknego dnia nie zauważam, że ktoś mi się przygląda zza jednego z drzew po drugiej stronie ulicy.
   Ktoś, kto doprowadzi do końca moje życie, zniszczy je jedną swoją decyzją, jednym działaniem odbierze mi najcenniejszy dar.

2 komentarze:

  1. Mężczyzna Jezus Chrystus XD dobreeee. Na początku jest małe powtórzenie: "kontrolować w pewnym stopniu kontrolować świat". Sam opis tych szamanów mnie wciągnął. Szamanów. Znaczy się tych genetycznie zmutowanych.
    Tyrion XD tak bardzo Gra o Tron.
    Cara potomkinią strzegących :o? Not bad. Evemis w tym momencie wydaje mi się być naprawdę mądrą dziewczyną. Tak, jakby nie pasowała na swój wiek. Meyves, bądź dumny z siostry!
    Ten romantyczny moment związany z położeniem do łóżka Cary był już przeczytany, więc nie komentuję. Dobra, skomentuję. Lubię to, choć w dalszym ciągu uważam, że Meyves i Cara nie mogliby być parą XDD. Chociaż... Z Cleo wszystko jest możliwe!
    No, przecież, że Cara da radę! A czo! O, ten dialog Meyvesa i Patricka też pamiętam.
    Moment rozmowy Cary i Meyvesa na schodach jest bardzo przyjemny. Wyglądają jak taka dwójka dobrych przyjaciół i chyba najlepiej wyglądają właśnie w takiej relacji <3
    "- Ten, kto wymyślił moje przeznaczenie, musiał być naćpany" - Cleo, sama siebie właśnie zjechałaś XD ohoho. Nie ćpij tyle herbaty!
    Te ich motto brzmi fajnie. Mi się naprawdę podoba <3
    Jak na ledwo poznane osoby osiągają już niezłe rezultaty w znajomości :o już się całują w poliki! Skubańce XD.
    No, no, rzeczywiście ta moc może się Carze przydać. Też bym tak chciała jak ona!
    Ostatnie zdanie było niepokojące :o. Zaczynam się bać. Czyżby to jakiś nowy bohater? Niepokoisz mnie, Cleo :o.
    Czekam na następny rozdział <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jedno "kontrolować" już zniknęło, dziękuję za zwrócenie na to uwagi ;)
      Rozmowa Meyvesa i Patricka była częścią snu Cary, zanim jej znamię zamieniło się w tatuaż.
      Kapitan jest dumny z siostry i to bardzo ;)
      Też wciąż uważam, że Cara i Meyv nie są materiałem na parę, a swój romantyczny moment mają w ... epilogu, który wczoraj napisałam >o< Ale jego nie przeczytasz przed czasem, nie pozwolę Ci na to :P
      Taa, sama siebie zhejtowałam ^^ To się nazywa "mieć dystans do siebie" :P A z herbaty nie zrezygnuję nigdy.
      Ta znajomość musi się dobrze zacząć, bo później będzie istotna w walce z ...
      Moc mocą, ale trzeba z niej korzystać ;)
      Tyrion - tak wiele Gry o tron, której nie czytam i nie oglądam :3
      Nowy bohater? Niedługo się dowiesz ;)

      Dziękuję za komentarz :**

      Usuń

Komentarze mile widziane ;) Hejty niekoniecznie :P

Obserwatorzy