Cześć :)
Przyznaję bez bicia - porzuciłam WiP'a na ponad miesiąc, skupiając się na Rozważnej i jednym z one-shotów. Ale powrót, mimo złych przeczuć, nie był jakiś straszny. Udaje mi się utrzymywać statystyczną jedną nową stronę dziennie, więc przy stanie 12 stron mogę dodać krótką zapowiedź.
Całość 29 stycznia.
Enjoy!
______________________________________________________
- Zastanawiam się, dlaczego wciąż jesteśmy wysyłani do Destiny. - Głos zabiera Jonathan. Ruszamy do zielonej części departamentu. - Marnujemy się tam.
Muszę się z nim zgodzić. Obaj dzierżymy pieczę nad dwoma oddziałami żołnierzy, powinniśmy ćwiczyć, ciężko trenować, by umieć dowodzić podczas wojny, a nie szukać wśród nastoletnich kadetów istnych perełek.
Z drugiej strony, w Destiny nie ma możliwości zostania zaatakowanym. Wciąż mam koszmary związane z wojną, o ile cokolwiek mi się śni. Widzę martwych kolegów z szeroko otwartymi oczami, w których światło już zgasło. Woda cieśniny powoli zmieniająca swój kolor na krwisty. Mamy dwudziesty trzeci wiek, a wciąż zachowujemy się jak barbarzyńcy. To przez wojnę moje ciało zdobią blizny, które nigdy nie pozwolą mi zapomnieć o tym, co przeżyłem i czego doświadczyłem.
Wojna nad cieśniną skończyła się pod koniec ubiegłego roku, dwa miesiące po kapitulacji Africonu zostałem mianowany kapitanem głównym oddziału Fortaleza. Kilka tygodni temu dostałem medal za zasługi dla Ocelii. Mój awans zawdzięczam kilkunastu wrogim żołnierzom, którzy zginęli z mojej ręki.
Nienawidzę siebie.
Ledwie dochodzimy do Destiny, gdy obok mnie pojawia się młoda pani żołnierz, wita się tradycyjnie i podaje mi kopertę.
- To dla pana, kapitanie. - Salutuje. - Departament Administracji Wewnętrznej przesłał to godzinę temu.
- Dziękuję. Spocznij. Odmaszerować.
Kobieta odchodzi, a ja rozrywam papier, wyciągam ze środka koperty papier i czytam treść. Tylko jedna znana mi z DAW osoba mogła mi przysłać wiadomość w tak staroświecki sposób.
Wzdycham i wkładam kartkę z powrotem do koperty.
- Co jest, Meyves? - Jonathan przygląda mi się badawczo.
- Chyba Destiny nie jest moim celem na dzisiaj. - Unoszę kopertę. - Doktor Victelia Smith zaprasza mnie na debatę w sprawie rozbicia Purgatorio.
- Myślałem, że już to wyjaśnili.
Kręcę głową.
- Najwidoczniej nie. Będziesz sprawdzał kandydatów z kimś innym. Kto wie, może dzisiaj przydzielą ci do towarzystwa kapitan Bloom?
Twarz Jonathana rozświetla się, mężczyzna uśmiecha się od ucha do ucha.
- Zobaczyć znowu tatuaż płomienia na jej ślicznym karku - rozmarza się, a ja wybucham śmiechem. Szukając dziewczyny, Coraje zawsze zwraca uwagę na to, czy ona ma tatuaż i w jakim miejscu lub miejscach, jeżeli jest ich więcej. Podejrzewam, że jeżeli kiedykolwiek blondyn zostanie ojcem, jego dziecko dostanie na pierwsze urodziny właśnie tatuaż.
Przyznaję bez bicia - porzuciłam WiP'a na ponad miesiąc, skupiając się na Rozważnej i jednym z one-shotów. Ale powrót, mimo złych przeczuć, nie był jakiś straszny. Udaje mi się utrzymywać statystyczną jedną nową stronę dziennie, więc przy stanie 12 stron mogę dodać krótką zapowiedź.
Całość 29 stycznia.
Enjoy!
______________________________________________________
- Zastanawiam się, dlaczego wciąż jesteśmy wysyłani do Destiny. - Głos zabiera Jonathan. Ruszamy do zielonej części departamentu. - Marnujemy się tam.
Muszę się z nim zgodzić. Obaj dzierżymy pieczę nad dwoma oddziałami żołnierzy, powinniśmy ćwiczyć, ciężko trenować, by umieć dowodzić podczas wojny, a nie szukać wśród nastoletnich kadetów istnych perełek.
Z drugiej strony, w Destiny nie ma możliwości zostania zaatakowanym. Wciąż mam koszmary związane z wojną, o ile cokolwiek mi się śni. Widzę martwych kolegów z szeroko otwartymi oczami, w których światło już zgasło. Woda cieśniny powoli zmieniająca swój kolor na krwisty. Mamy dwudziesty trzeci wiek, a wciąż zachowujemy się jak barbarzyńcy. To przez wojnę moje ciało zdobią blizny, które nigdy nie pozwolą mi zapomnieć o tym, co przeżyłem i czego doświadczyłem.
Wojna nad cieśniną skończyła się pod koniec ubiegłego roku, dwa miesiące po kapitulacji Africonu zostałem mianowany kapitanem głównym oddziału Fortaleza. Kilka tygodni temu dostałem medal za zasługi dla Ocelii. Mój awans zawdzięczam kilkunastu wrogim żołnierzom, którzy zginęli z mojej ręki.
Nienawidzę siebie.
Ledwie dochodzimy do Destiny, gdy obok mnie pojawia się młoda pani żołnierz, wita się tradycyjnie i podaje mi kopertę.
- To dla pana, kapitanie. - Salutuje. - Departament Administracji Wewnętrznej przesłał to godzinę temu.
- Dziękuję. Spocznij. Odmaszerować.
Kobieta odchodzi, a ja rozrywam papier, wyciągam ze środka koperty papier i czytam treść. Tylko jedna znana mi z DAW osoba mogła mi przysłać wiadomość w tak staroświecki sposób.
Wzdycham i wkładam kartkę z powrotem do koperty.
- Co jest, Meyves? - Jonathan przygląda mi się badawczo.
- Chyba Destiny nie jest moim celem na dzisiaj. - Unoszę kopertę. - Doktor Victelia Smith zaprasza mnie na debatę w sprawie rozbicia Purgatorio.
- Myślałem, że już to wyjaśnili.
Kręcę głową.
- Najwidoczniej nie. Będziesz sprawdzał kandydatów z kimś innym. Kto wie, może dzisiaj przydzielą ci do towarzystwa kapitan Bloom?
Twarz Jonathana rozświetla się, mężczyzna uśmiecha się od ucha do ucha.
- Zobaczyć znowu tatuaż płomienia na jej ślicznym karku - rozmarza się, a ja wybucham śmiechem. Szukając dziewczyny, Coraje zawsze zwraca uwagę na to, czy ona ma tatuaż i w jakim miejscu lub miejscach, jeżeli jest ich więcej. Podejrzewam, że jeżeli kiedykolwiek blondyn zostanie ojcem, jego dziecko dostanie na pierwsze urodziny właśnie tatuaż.
Wow, tatuaże? Ciekawe zainteresowanie XDDD. Nietypowe na pewno. Ale... huehue, lubię Johnathana >D. I czekam oczywiście na cały rozdział! Czyż nie ma pojawić się 29-tego ;o?
OdpowiedzUsuńNaff, aż w dwóch miejscach podana jest data rozdziału, a Ty się i tak pytasz :P
UsuńJonathan jest fajny :3