6 - 13 lipca 2015.
Coraz bliżej mocnej akcji. Mam obawy, że nie dam rady odpowiednio ująć tego, co chcę zrobić. Przekonamy się.
W czwartek, 9 lipca, minął rok od publikacji prologu. Przez te dwanaście miesięcy miałam dość wyświetleń i komentarzy, by być z siebie zadowolona :3 Moja duma jest tym większa, iż w WiP'ie udało mi się zawrzeć wątki z Księżniczki ciemności [*], przez co pamięć o tym zaledwie miesięcznym projekcie jakoś przetrwała.
Spodziewany koniec Purgatorio: grudzień tego roku. Zobaczymy, jak to wyjdzie.
___________________________________
Nie lubimy, gdy osoby najbliższe naszemu sercu ukrywają przed nami pewną prawdę poprzez milczenie lub kłamstwa. Złościmy się, czasami obrażamy nie na żarty. Nie myślimy o tym, by choć przez chwilę postarać się zrozumieć pobudki, które kierowały tą osobą. Zatracamy się we własnym przeczuciu, że jesteśmy niegodni czyjegoś zaufania, nie przyjmując lub pomijając w depresyjnych rozmyśleniach opcję, że być może ukrycie prawdy miało na celu naszą ochronę przed złem lub problemami, pod którymi moglibyśmy się ugiąć.
Są jednak osoby, które oddalają od siebie złość i myśli o swoich uczuciach, które słuchają uważnie tego, co do tej pory było przed nimi ukryte. Dziękuję bogom, że Jonathan należy własnie do tej grupy.
Siedzimy w kuchni przy stole, każdy z nas dzierży w dłoni kufel z piwem. Zdaniem Coraje, jeśli chcesz coś wyznać, zrób to przy tym napoju, jego gorycz stłumi gorycz w sercu.
Opowiedziałem już przyjacielowi o moim pierwszym spotkaniu z Carą w którąś z letnich niedziel, gdy odprowadzała do instytutu Simona. Wtedy nie zwróciłem na nią większej uwagi. Była dla mnie jedynie towarzyszącą znajomemu nieznajomemu naukowcowi dziewczyną, nikim więcej. Przez myśl przeszło mi wówczas nawet, że DeMone jest dla fizyka specjalną przyjaciółką na specjalne okazje. W końcu, pomimo niepełnosprawności i wózka, Simon był mężczyzną, który ma swoje potrzeby. Teraz cholernie mi głupio za myśl, że Cara mogłaby być dziewczyną do towarzystwa. Zna swoją wartość, ma granice, których nigdy nie przekroczy, nie odrzuci swojej godności. Za swoje głupie myśli powinienem przeprosić i Jecbera, jego życie prywatne nie powinno mnie interesować, przynajmniej nie to najbardziej intymne. Na niektóre rzeczy jest już zdecydowanie za późno.
Przed chwilą opowiedziałem o trzecim spotkaniu z dziewiętnastolatką, kiedy to poprosiła mnie i Bakera o pomoc. Wtedy poznałem jej moc na sobie - Jonathan śmiał się z tego, że oberwałem, i to porządnie, od filigranowej dziewczyny - i nawiązaliśmy pakt.
Teraz powoli spijam pianę - odrobinę zaschło mi w gardle - i spoglądam na kapitana, który analizuje i zapamiętuje dostarczone przed chwilą informacje. Ma przy tym minę antycznego myśliciela, która w jego wykonaniu wygląda tak komicznie, że muszę uważać, by nie zakrztusić się piwem.
- Wiesz co? - pyta blondyn. - Wychodzi na to, że Cara jest niezwykła już od początku waszej znajomości.
Wzdycham cicho. Nie mam już wątpliwości, że Jonathan jest zauroczony blondynką w takim samym stopniu, jak Rony po poznaniu jej w księgarni. I to ja mam się mieć na baczności? Prędzej to kapitan i trzynastolatek będą się bić - czy to odpowiednie słowo? - niż ja w ogóle pomyślę o próbie poderwania Cary. Dla mnie jest ona świetną dziewczyną, która z pewnością sprawdzi się w roli przyjaciółki. To osoba bystra, strasznie inteligentna. Odrobinę wyobcowana. Fascynująca. I dlatego tak bardzo pragnę być blisko niej.
- Z pewnością ma w sobie to coś, co do niej przyciąga - odzywam się.
- I co było dalej? Posłała cię na fotel i co się wydarzyło?
Uśmiecham się, ciekawość przyjaciela jest zabawna. Opowiadam więc o odkryciu prawdy o pochodzeniu Cary. Tłumaczę, jak to moja siostra szukała informacji i natknęła się na notki o Strzegących. Jonathan słucha mnie z takim zainteresowaniem, że zaczynam się modlić, by żadna mucha nie żyła w naszej kuchni. Jeszcze zapragnie przeżyć coś wyjątkowego i wleci prosto w otwarte usta mężczyzny.
- O ja cię - szepcze cicho. - Czyli Cara jest potomkinią mutantów? - Kiwam głową. - Wow.
Upijam łyk piwa i zerkam przez okno. Gdzieś w tej nocy jest niebieskooka dziewczyna posiadająca nadzwyczajną moc. Proszę bogów - jeśli jeszcze jacyś istnieją - by nad nią czuwali. Nie chcę, by spotkało ją coś złego.
- Czy ta dziewczyna może nas czymś jeszcze zaskoczyć? - zadaje pytanie retoryczne. - Jej niezwykłość jest fascynująca.
Uśmiecham się krzywo.
- Wiesz, że zaczynasz mówić jak Rony po poznaniu Cary? Tylko nie jesteś aż tak rozanielony. No i nie próbujesz wejść na słup.
Parska śmiechem, krztusi się piwem. Cieszę się, że mimo poważnych rozmów jest w nim jego zwyczajny optymizm, poczucie humoru.
- Na razie była tylko jedna akcja. Czy z powodu jej mocy nie nastąpiło nic więcej?
Podoba mi się to, jak przyjął do siebie te wszystkie dotychczasowe informacje. Odpowiednio dawkowane nie wywołały szoku czy też piskliwych okrzyków. Te nie ułatwiłyby mi odpowiedzi.
Przyglądam się mężczyźnie. Przyszła pora na tę część o Victelii. Potwór pokaże swoje pazury.
- Nastąpiło. I to coś, co zmieniło nasze życie w małe pole walki o przetrwanie.
Brnięcie coraz bardziej w tę opowieść sprawia, że muszę zastanowić się nad tym, jak ubrać słowa tak, by niczego nie pominąć i dać temu odpowiedni wydźwięk.
- Jak wiesz, poszedłem za Purgatorio, gdy zauważyłem, że dziewczyna nie wychodzi. Kamery uchwyciły całe zdarzenie, również jej ucieczkę z Destiny. Wszczęcie śledztwa w tej sprawie było do przewidzenia. Tylko...
Jonathan unosi nagle rękę.
- Wybacz, że ci przerwę, ale nasunęło mi się jedno pytanie. Podczas tego zdarzenia nie byłeś sam w kokpicie sprawdzających, prawda?
Przypominam sobie rozmowę ze Smith, kiedy to składałem jej raport.
- Nie, nie byłem sam. Kapitan Pascal siedział tam razem ze mną.
Coraje kiwa głową i upija trochę piwa. Patrzę na niego z oczekiwaniem, wiem, że nie zadał tego pytania, o które mu chodziło.
- Więc skoro był tam jeszcze inny obserwator, dlaczego to ty wyszedłeś z kokpitu i poszedłeś za tą dziewczyną? Dlaczego za nią wołałeś, by została? Chodziło o wyjaśnienia czy coś więcej?
Blondyn głośno zadał pytania, które nawiedzają mnie w myślach od tamtego dnia. Co mną kierowało? Sam szukam odpowiedzi.
- Nie wiem. Po prostu musiałem to zrobić.
- A ja chyba wiem, dlaczego tak postąpiłeś.
Patrzę na niego. Czyżby posiadł mądrość, która mnie nie została dana?
- Poddałeś się przeznaczeniu. Pozwoliłeś, by wydarzyło się coś, co dawno zapisano tobie i Carze.
Zastanawiam się nad słowami zielonookiego. Przez wieki to, co było za trudne do wytłumaczenia przez naukę, pozostawało w kwestii wyjaśnienia przez religie bądź filozofię. Teraz, gdy wszelkie bóstwa zostały prawie zapomniane, a nauka jest wszechobecna, takie tłumaczenie można by wziąć za herezję. Na pewno da się to wytłumaczyć jakimś algorytmem. Ale tłumaczenie przyjaciela mi się podoba.
Przypominam sobie pewną rozmowę z Carą. Cytowałem wówczas motto Służbowców, a nastolatka bezbłędnie je dokończyła. Może tak się właśnie stało? Ostrzeżenie Destiny odebraliśmy dosłownie i dlatego teraz jesteśmy tu, gdzie jesteśmy?
Uśmiecham się pod nosem. Filozofia filozofią, niemniej cieszę się z tego, co teraz mam. Choć nad głową moją i moich bliskich zbierają się ciemne, burzowe chmury, wierzę, że sobie ze wszystkim poradzimy. Bo jesteśmy rodziną, a w rodzinie jest prawdziwa siła.
- Mogę opowiadać dalej?
- Jasne. Skoczę tylko po drugie piwo. Chcesz też?
- Nie, dzięki.
Blondyn podchodzi do blatu i korzysta z komputera domowego. Z piętra zbiega moje rodzeństwo, Evemis ciosa piorunami z oczu, Rony próbuje jej wytłumaczyć, że nie powinna mi teraz przeszkadzać. A oni powinni już spać. Wiem, że jest piątek, ale jutro mają jechać rano na wycieczkę z najlepszą przyjaciółką dziewczyny i jej dorosłym bratem. Jeśli się nie wyśpią, zamiast czerpać radość z obcowania z naturą, będą powłóczyć nogami i ziewać.
- Meyves! - grzmi Evemis, stając u mojego boku. Kątem oka dostrzegam, że kapitan wzdryga. No tak, piętnastolatka ma potężny głos, jej krzyki mogłyby obudzić zmarłego. - Oglądałeś przed chwilą wiadomości?
Unoszę brew.
- A widzisz, żebym miał włączony telewizor?
Gromi mnie wzrokiem, a ja wdycham. Czasami wszelka ironia jest zabroniona, to dla mojego dobra. Rony zasiada na krześle obok mnie, mogę spodziewać się dłuższej pogawędki z nastolatkami.
Jonathan z pełnym kuflem zajmuje swoje poprzednie miejsce i patrzy wyczekująco na zielonooką.
- Co się stało, Evemis? - pytam. Wiem, że dopiero okazując jej zainteresowanie, usłyszę informacje, które chce mi przekazać.
- Mówili o Carze. - Patrzy na mnie uważnie, z lekkim strachem malującym się w oczach. - O tym, że Iglesia prosi o kontakt, jeśli ktoś ją widział, ponoć przedostała się nielegalnie nad morze. - Mieszkańcy każdego miasta Ocelii, poza żołnierzami, potrzebują pisemnej zgody władz na pobyt nad morzem. Dziwne prawo, ale prawo. - Pokazali także jej zdjęcie. Boję się, że grozi jej niebezpieczeństwo.
Prostuję się na krześle.
- Naprawdę podali, że szukają ją za nielegalny pobyt? - upewniam się. To istotne. Główna droga Karaan prowadzi do wyjazdu na nadmorską autostradę. To tam najbardziej wzmożone będą próby jej odszukania. - Czy to tylko taki żart?
- Raczej prawda - odzywa się Rony. - Doktor Victelia Smith wydała ogłoszenie, że doszło do naruszenia prawa przez Carę i jeżeli ktoś ją widział w pobliżu autostrady, ma się niezwłocznie zgłosić telefonicznie do instytutu.
Wymieniam z przyjacielem spojrzenie. Białowłosa dość szybko podjęła stosowne kroki, mydli oczy odbiorcom, którzy w poczuciu obowiązku będą dzwonić, a do głowy im nie przyjdzie, że być może skażą osobę, która mogłaby im pomóc, na więzienie lub nawet śmierć.
- Nie wydaje mi się, żeby udała się nad morze. - Teraz głos zabiera Evemis. - Nie jest osobą, która ot tak opuściłaby miasto. Zdążyła nam już pokazać, że nosi w sobie wojowniczkę, której pozwala wyjść na zewnątrz, gdy nadchodzi czas walki.
Nastolatka ma rację. Może początkowo DeMone wyglądała jak szara myszka, która boi się tego, co może przynieść jej los, ale gdy jej moc ujawniła się bardziej, przyjęła na siebie chęć jej kontrolowania. Poza tym postanowiła odkryć prawdę o sobie, co już chyba osiągnęła, sądząc po dzisiejszym zachowaniu na stołówce.
- Widzę, że młodzi Baumwanowie siedzą w tej sprawie dłużej niż ja - zauważa Jonathan, drapiąc się po jasnej czuprynie.
Patrzymy na niego w trójkę, czuję wyrzuty sumienia.
- Przepraszam, ale to nie było zaplanowane - tłumaczę. - Mieli częściej do czynienia z Carą, sami postanowili w to wejść, nie miałem zbyt wiele do powiedzenia.
- Rozumiem. - Blondyn kiwa dłonią i uśmiecha się. - Nie mogąc chronić ich, chroniłeś mnie. Ale teraz jestem częścią tej sprawy. - Przenosi wzrok na brunetką. - Evemis, stwierdziłaś, że Cara nie mogła uciec nad morze. Jakieś inne pomysły, gdzie mogła się udać?
Dziewczyna zamyśla się na chwilę.
- Wydaje mi się, że inne środowisko może być dla niej lepszym azylem. Cara odprowadzała doktora Jecbera do instytutu, prawda?
- Zgadza się - przytakuję. - Jedną niedzielę w miesiącu.
- Czyli miała okazję zaznajomić się z pewnym obszarem.
Doznajemy olśnienia.
- Las - odzywamy się zgodnie: ja, Rony i Jonathan.
Evemis uśmiecha się rozpromieniona. Czasami nie wiem, skąd w niej ten umysł analityka. Ważne, że jest on użyteczny, a siostra może się szczycić inteligencją przewyższającą poziom jej rówieśników. Choć w przyszłości może to dla niej stanowić problem, gdy zacznie interesować się na poważnie chłopcami.
- Jej dom dziecka znajduje się niedaleko lasu - zauważa Rony.
- To nie to. - Kręcę przecząco głową. - Tam z pewnością Smith będzie lub już ją szukała. Odpada także zakład introligatorski i jej mieszkanie. Na razie możemy zakładać, że znalazłam schronienie tymczasowe w lesie. Jutro postaramy się wymyślić coś więcej. A teraz spać!
Nastolatkowie wymieniają ze sobą spojrzenie.
- Może nie pojedziemy na tę wycieczkę? - zastanawia się głośno Evemis. - Caroline powinna to zrozumieć.
- Ani mi się ważcie - odzywam się. - Nie po to się umawialiście, by na kilka godzin przed to odwoływać. Jedziecie, a teraz do łóżek. Czeka was dzień pełen wrażeń.
Piętnastolatka całuje mnie w policzek, Rony przybija piątkę i wychodzą z kuchni.
- Dobranoc! - krzyczą zgodnie.
- Dobranoc! - odpowiadamy zgodnie z Jonathanem i słuchamy kroków na schodach i korytarzu.
Coraje dopija resztkę piwa i odkłada kufel z trzaskiem na stół, przeciąga się lekko.
- Chyba też powinienem się zbierać, dochodzi północ.
Wstaję tuż za nim.
- Wybacz, jeśli cała ta historia cię przytłoczyła.
- Nie. - Uśmiecha się. - Stary, to jak wejście do świata z jakiegoś filmu! Szansa bycia częścią czegoś, co może zmienić świat! Cara to taki Neo z Matrixa, zauważyłeś?
Parskam śmiechem. Dobrze, że blondyn tak to przyjął i jest z nami. Po śmierci Simona naprawdę było nam ciężko, dziewiętnastolatka była bliska depresji, tak nazwał jej stan Patrick. Teraz, gdy Jonathan został wtajemniczony, możemy dać radę Victelii i jej chorej ambicji.
- Tak, to jest coś podobnego.
Coraje klepie mnie po plecach.
- Nie martw się, do waszej tajnej operacji dołączył wielki umysł, razem damy radę pokazać światu, że Strzegący jeszcze nie zniknęli i wciąż mogą być bohaterami naszych czasów!
Uśmiecham się. Entuzjazm Jonathana może być tym, czego do tej pory brakowało. Może dać nam odpowiednią motywację.
- Dzięki - mówię, gdy stajemy przy drzwiach. - Myślałem, że będziesz zły za to ukrywanie.
- Co ty gadasz? - Śmieje się. - Postanowiłeś mnie na początku nie wtajemniczać, ja to rozumiem. Teraz, gdy siedzimy w tym bagnie razem, może być tylko raźniej.
Żegnamy się. Czuję ulgę, że powiedziałem przyjacielowi o Carze. Teraz nie będę musiał szukać wymówek, dlaczego nie możemy zjeść razem lunchu, bo znowu idę do Victelii. Tylko teraz nie za bardzo się tym przejmuję - za niedługo wyruszamy przecież na bitwę, która wznowić wojnę.
Obserwuję przyjaciela, gdy idzie do swojego domu. Macha mi i wchodzi do siebie. Wracam do domu, włączam alarm i zamykam drzwi. W środku panuje spokój i cisza, mam pewność, że Evemis i Rony siedzą w swoich pokojach na piętrze. Gaszę wszystkie niepotrzebne światła i zamykam się w swoim gabinecie. Siadam na fotelu i wpatruję się w okno. Noc objęła władanie nad miastem. Myślę o Carze, o tym, gdzie teraz jest. Las otacza Karaan od górzystej strony, nie należy do małych, ale jestem pełen nadziei, że uda nam się odnaleźć dziewczynę i wesprzeć w jej walce. Jest niezwykła, bo takie jest jej przeznaczenie. I niech świat się o tym dowie.
od autora: Gdyby ktoś miał wątpliwości, informuję: kapitan Jonathan Coraje dowiedział się całej historii Cary, jaka została do tej pory przedstawiona w opowiadaniu. Nie zostało to całkowicie (a chyba nawet nie w jednej czwartej) ukazane w rozdziale, bo wydało mi się zbędne.
Coraz bliżej mocnej akcji. Mam obawy, że nie dam rady odpowiednio ująć tego, co chcę zrobić. Przekonamy się.
W czwartek, 9 lipca, minął rok od publikacji prologu. Przez te dwanaście miesięcy miałam dość wyświetleń i komentarzy, by być z siebie zadowolona :3 Moja duma jest tym większa, iż w WiP'ie udało mi się zawrzeć wątki z Księżniczki ciemności [*], przez co pamięć o tym zaledwie miesięcznym projekcie jakoś przetrwała.
Spodziewany koniec Purgatorio: grudzień tego roku. Zobaczymy, jak to wyjdzie.
___________________________________
Nie lubimy, gdy osoby najbliższe naszemu sercu ukrywają przed nami pewną prawdę poprzez milczenie lub kłamstwa. Złościmy się, czasami obrażamy nie na żarty. Nie myślimy o tym, by choć przez chwilę postarać się zrozumieć pobudki, które kierowały tą osobą. Zatracamy się we własnym przeczuciu, że jesteśmy niegodni czyjegoś zaufania, nie przyjmując lub pomijając w depresyjnych rozmyśleniach opcję, że być może ukrycie prawdy miało na celu naszą ochronę przed złem lub problemami, pod którymi moglibyśmy się ugiąć.
Są jednak osoby, które oddalają od siebie złość i myśli o swoich uczuciach, które słuchają uważnie tego, co do tej pory było przed nimi ukryte. Dziękuję bogom, że Jonathan należy własnie do tej grupy.
Siedzimy w kuchni przy stole, każdy z nas dzierży w dłoni kufel z piwem. Zdaniem Coraje, jeśli chcesz coś wyznać, zrób to przy tym napoju, jego gorycz stłumi gorycz w sercu.
Opowiedziałem już przyjacielowi o moim pierwszym spotkaniu z Carą w którąś z letnich niedziel, gdy odprowadzała do instytutu Simona. Wtedy nie zwróciłem na nią większej uwagi. Była dla mnie jedynie towarzyszącą znajomemu nieznajomemu naukowcowi dziewczyną, nikim więcej. Przez myśl przeszło mi wówczas nawet, że DeMone jest dla fizyka specjalną przyjaciółką na specjalne okazje. W końcu, pomimo niepełnosprawności i wózka, Simon był mężczyzną, który ma swoje potrzeby. Teraz cholernie mi głupio za myśl, że Cara mogłaby być dziewczyną do towarzystwa. Zna swoją wartość, ma granice, których nigdy nie przekroczy, nie odrzuci swojej godności. Za swoje głupie myśli powinienem przeprosić i Jecbera, jego życie prywatne nie powinno mnie interesować, przynajmniej nie to najbardziej intymne. Na niektóre rzeczy jest już zdecydowanie za późno.
Przed chwilą opowiedziałem o trzecim spotkaniu z dziewiętnastolatką, kiedy to poprosiła mnie i Bakera o pomoc. Wtedy poznałem jej moc na sobie - Jonathan śmiał się z tego, że oberwałem, i to porządnie, od filigranowej dziewczyny - i nawiązaliśmy pakt.
Teraz powoli spijam pianę - odrobinę zaschło mi w gardle - i spoglądam na kapitana, który analizuje i zapamiętuje dostarczone przed chwilą informacje. Ma przy tym minę antycznego myśliciela, która w jego wykonaniu wygląda tak komicznie, że muszę uważać, by nie zakrztusić się piwem.
- Wiesz co? - pyta blondyn. - Wychodzi na to, że Cara jest niezwykła już od początku waszej znajomości.
Wzdycham cicho. Nie mam już wątpliwości, że Jonathan jest zauroczony blondynką w takim samym stopniu, jak Rony po poznaniu jej w księgarni. I to ja mam się mieć na baczności? Prędzej to kapitan i trzynastolatek będą się bić - czy to odpowiednie słowo? - niż ja w ogóle pomyślę o próbie poderwania Cary. Dla mnie jest ona świetną dziewczyną, która z pewnością sprawdzi się w roli przyjaciółki. To osoba bystra, strasznie inteligentna. Odrobinę wyobcowana. Fascynująca. I dlatego tak bardzo pragnę być blisko niej.
- Z pewnością ma w sobie to coś, co do niej przyciąga - odzywam się.
- I co było dalej? Posłała cię na fotel i co się wydarzyło?
Uśmiecham się, ciekawość przyjaciela jest zabawna. Opowiadam więc o odkryciu prawdy o pochodzeniu Cary. Tłumaczę, jak to moja siostra szukała informacji i natknęła się na notki o Strzegących. Jonathan słucha mnie z takim zainteresowaniem, że zaczynam się modlić, by żadna mucha nie żyła w naszej kuchni. Jeszcze zapragnie przeżyć coś wyjątkowego i wleci prosto w otwarte usta mężczyzny.
- O ja cię - szepcze cicho. - Czyli Cara jest potomkinią mutantów? - Kiwam głową. - Wow.
Upijam łyk piwa i zerkam przez okno. Gdzieś w tej nocy jest niebieskooka dziewczyna posiadająca nadzwyczajną moc. Proszę bogów - jeśli jeszcze jacyś istnieją - by nad nią czuwali. Nie chcę, by spotkało ją coś złego.
- Czy ta dziewczyna może nas czymś jeszcze zaskoczyć? - zadaje pytanie retoryczne. - Jej niezwykłość jest fascynująca.
Uśmiecham się krzywo.
- Wiesz, że zaczynasz mówić jak Rony po poznaniu Cary? Tylko nie jesteś aż tak rozanielony. No i nie próbujesz wejść na słup.
Parska śmiechem, krztusi się piwem. Cieszę się, że mimo poważnych rozmów jest w nim jego zwyczajny optymizm, poczucie humoru.
- Na razie była tylko jedna akcja. Czy z powodu jej mocy nie nastąpiło nic więcej?
Podoba mi się to, jak przyjął do siebie te wszystkie dotychczasowe informacje. Odpowiednio dawkowane nie wywołały szoku czy też piskliwych okrzyków. Te nie ułatwiłyby mi odpowiedzi.
Przyglądam się mężczyźnie. Przyszła pora na tę część o Victelii. Potwór pokaże swoje pazury.
- Nastąpiło. I to coś, co zmieniło nasze życie w małe pole walki o przetrwanie.
Brnięcie coraz bardziej w tę opowieść sprawia, że muszę zastanowić się nad tym, jak ubrać słowa tak, by niczego nie pominąć i dać temu odpowiedni wydźwięk.
- Jak wiesz, poszedłem za Purgatorio, gdy zauważyłem, że dziewczyna nie wychodzi. Kamery uchwyciły całe zdarzenie, również jej ucieczkę z Destiny. Wszczęcie śledztwa w tej sprawie było do przewidzenia. Tylko...
Jonathan unosi nagle rękę.
- Wybacz, że ci przerwę, ale nasunęło mi się jedno pytanie. Podczas tego zdarzenia nie byłeś sam w kokpicie sprawdzających, prawda?
Przypominam sobie rozmowę ze Smith, kiedy to składałem jej raport.
- Nie, nie byłem sam. Kapitan Pascal siedział tam razem ze mną.
Coraje kiwa głową i upija trochę piwa. Patrzę na niego z oczekiwaniem, wiem, że nie zadał tego pytania, o które mu chodziło.
- Więc skoro był tam jeszcze inny obserwator, dlaczego to ty wyszedłeś z kokpitu i poszedłeś za tą dziewczyną? Dlaczego za nią wołałeś, by została? Chodziło o wyjaśnienia czy coś więcej?
Blondyn głośno zadał pytania, które nawiedzają mnie w myślach od tamtego dnia. Co mną kierowało? Sam szukam odpowiedzi.
- Nie wiem. Po prostu musiałem to zrobić.
- A ja chyba wiem, dlaczego tak postąpiłeś.
Patrzę na niego. Czyżby posiadł mądrość, która mnie nie została dana?
- Poddałeś się przeznaczeniu. Pozwoliłeś, by wydarzyło się coś, co dawno zapisano tobie i Carze.
Zastanawiam się nad słowami zielonookiego. Przez wieki to, co było za trudne do wytłumaczenia przez naukę, pozostawało w kwestii wyjaśnienia przez religie bądź filozofię. Teraz, gdy wszelkie bóstwa zostały prawie zapomniane, a nauka jest wszechobecna, takie tłumaczenie można by wziąć za herezję. Na pewno da się to wytłumaczyć jakimś algorytmem. Ale tłumaczenie przyjaciela mi się podoba.
Przypominam sobie pewną rozmowę z Carą. Cytowałem wówczas motto Służbowców, a nastolatka bezbłędnie je dokończyła. Może tak się właśnie stało? Ostrzeżenie Destiny odebraliśmy dosłownie i dlatego teraz jesteśmy tu, gdzie jesteśmy?
Uśmiecham się pod nosem. Filozofia filozofią, niemniej cieszę się z tego, co teraz mam. Choć nad głową moją i moich bliskich zbierają się ciemne, burzowe chmury, wierzę, że sobie ze wszystkim poradzimy. Bo jesteśmy rodziną, a w rodzinie jest prawdziwa siła.
- Mogę opowiadać dalej?
- Jasne. Skoczę tylko po drugie piwo. Chcesz też?
- Nie, dzięki.
Blondyn podchodzi do blatu i korzysta z komputera domowego. Z piętra zbiega moje rodzeństwo, Evemis ciosa piorunami z oczu, Rony próbuje jej wytłumaczyć, że nie powinna mi teraz przeszkadzać. A oni powinni już spać. Wiem, że jest piątek, ale jutro mają jechać rano na wycieczkę z najlepszą przyjaciółką dziewczyny i jej dorosłym bratem. Jeśli się nie wyśpią, zamiast czerpać radość z obcowania z naturą, będą powłóczyć nogami i ziewać.
- Meyves! - grzmi Evemis, stając u mojego boku. Kątem oka dostrzegam, że kapitan wzdryga. No tak, piętnastolatka ma potężny głos, jej krzyki mogłyby obudzić zmarłego. - Oglądałeś przed chwilą wiadomości?
Unoszę brew.
- A widzisz, żebym miał włączony telewizor?
Gromi mnie wzrokiem, a ja wdycham. Czasami wszelka ironia jest zabroniona, to dla mojego dobra. Rony zasiada na krześle obok mnie, mogę spodziewać się dłuższej pogawędki z nastolatkami.
Jonathan z pełnym kuflem zajmuje swoje poprzednie miejsce i patrzy wyczekująco na zielonooką.
- Co się stało, Evemis? - pytam. Wiem, że dopiero okazując jej zainteresowanie, usłyszę informacje, które chce mi przekazać.
- Mówili o Carze. - Patrzy na mnie uważnie, z lekkim strachem malującym się w oczach. - O tym, że Iglesia prosi o kontakt, jeśli ktoś ją widział, ponoć przedostała się nielegalnie nad morze. - Mieszkańcy każdego miasta Ocelii, poza żołnierzami, potrzebują pisemnej zgody władz na pobyt nad morzem. Dziwne prawo, ale prawo. - Pokazali także jej zdjęcie. Boję się, że grozi jej niebezpieczeństwo.
Prostuję się na krześle.
- Naprawdę podali, że szukają ją za nielegalny pobyt? - upewniam się. To istotne. Główna droga Karaan prowadzi do wyjazdu na nadmorską autostradę. To tam najbardziej wzmożone będą próby jej odszukania. - Czy to tylko taki żart?
- Raczej prawda - odzywa się Rony. - Doktor Victelia Smith wydała ogłoszenie, że doszło do naruszenia prawa przez Carę i jeżeli ktoś ją widział w pobliżu autostrady, ma się niezwłocznie zgłosić telefonicznie do instytutu.
Wymieniam z przyjacielem spojrzenie. Białowłosa dość szybko podjęła stosowne kroki, mydli oczy odbiorcom, którzy w poczuciu obowiązku będą dzwonić, a do głowy im nie przyjdzie, że być może skażą osobę, która mogłaby im pomóc, na więzienie lub nawet śmierć.
- Nie wydaje mi się, żeby udała się nad morze. - Teraz głos zabiera Evemis. - Nie jest osobą, która ot tak opuściłaby miasto. Zdążyła nam już pokazać, że nosi w sobie wojowniczkę, której pozwala wyjść na zewnątrz, gdy nadchodzi czas walki.
Nastolatka ma rację. Może początkowo DeMone wyglądała jak szara myszka, która boi się tego, co może przynieść jej los, ale gdy jej moc ujawniła się bardziej, przyjęła na siebie chęć jej kontrolowania. Poza tym postanowiła odkryć prawdę o sobie, co już chyba osiągnęła, sądząc po dzisiejszym zachowaniu na stołówce.
- Widzę, że młodzi Baumwanowie siedzą w tej sprawie dłużej niż ja - zauważa Jonathan, drapiąc się po jasnej czuprynie.
Patrzymy na niego w trójkę, czuję wyrzuty sumienia.
- Przepraszam, ale to nie było zaplanowane - tłumaczę. - Mieli częściej do czynienia z Carą, sami postanowili w to wejść, nie miałem zbyt wiele do powiedzenia.
- Rozumiem. - Blondyn kiwa dłonią i uśmiecha się. - Nie mogąc chronić ich, chroniłeś mnie. Ale teraz jestem częścią tej sprawy. - Przenosi wzrok na brunetką. - Evemis, stwierdziłaś, że Cara nie mogła uciec nad morze. Jakieś inne pomysły, gdzie mogła się udać?
Dziewczyna zamyśla się na chwilę.
- Wydaje mi się, że inne środowisko może być dla niej lepszym azylem. Cara odprowadzała doktora Jecbera do instytutu, prawda?
- Zgadza się - przytakuję. - Jedną niedzielę w miesiącu.
- Czyli miała okazję zaznajomić się z pewnym obszarem.
Doznajemy olśnienia.
- Las - odzywamy się zgodnie: ja, Rony i Jonathan.
Evemis uśmiecha się rozpromieniona. Czasami nie wiem, skąd w niej ten umysł analityka. Ważne, że jest on użyteczny, a siostra może się szczycić inteligencją przewyższającą poziom jej rówieśników. Choć w przyszłości może to dla niej stanowić problem, gdy zacznie interesować się na poważnie chłopcami.
- Jej dom dziecka znajduje się niedaleko lasu - zauważa Rony.
- To nie to. - Kręcę przecząco głową. - Tam z pewnością Smith będzie lub już ją szukała. Odpada także zakład introligatorski i jej mieszkanie. Na razie możemy zakładać, że znalazłam schronienie tymczasowe w lesie. Jutro postaramy się wymyślić coś więcej. A teraz spać!
Nastolatkowie wymieniają ze sobą spojrzenie.
- Może nie pojedziemy na tę wycieczkę? - zastanawia się głośno Evemis. - Caroline powinna to zrozumieć.
- Ani mi się ważcie - odzywam się. - Nie po to się umawialiście, by na kilka godzin przed to odwoływać. Jedziecie, a teraz do łóżek. Czeka was dzień pełen wrażeń.
Piętnastolatka całuje mnie w policzek, Rony przybija piątkę i wychodzą z kuchni.
- Dobranoc! - krzyczą zgodnie.
- Dobranoc! - odpowiadamy zgodnie z Jonathanem i słuchamy kroków na schodach i korytarzu.
Coraje dopija resztkę piwa i odkłada kufel z trzaskiem na stół, przeciąga się lekko.
- Chyba też powinienem się zbierać, dochodzi północ.
Wstaję tuż za nim.
- Wybacz, jeśli cała ta historia cię przytłoczyła.
- Nie. - Uśmiecha się. - Stary, to jak wejście do świata z jakiegoś filmu! Szansa bycia częścią czegoś, co może zmienić świat! Cara to taki Neo z Matrixa, zauważyłeś?
Parskam śmiechem. Dobrze, że blondyn tak to przyjął i jest z nami. Po śmierci Simona naprawdę było nam ciężko, dziewiętnastolatka była bliska depresji, tak nazwał jej stan Patrick. Teraz, gdy Jonathan został wtajemniczony, możemy dać radę Victelii i jej chorej ambicji.
- Tak, to jest coś podobnego.
Coraje klepie mnie po plecach.
- Nie martw się, do waszej tajnej operacji dołączył wielki umysł, razem damy radę pokazać światu, że Strzegący jeszcze nie zniknęli i wciąż mogą być bohaterami naszych czasów!
Uśmiecham się. Entuzjazm Jonathana może być tym, czego do tej pory brakowało. Może dać nam odpowiednią motywację.
- Dzięki - mówię, gdy stajemy przy drzwiach. - Myślałem, że będziesz zły za to ukrywanie.
- Co ty gadasz? - Śmieje się. - Postanowiłeś mnie na początku nie wtajemniczać, ja to rozumiem. Teraz, gdy siedzimy w tym bagnie razem, może być tylko raźniej.
Żegnamy się. Czuję ulgę, że powiedziałem przyjacielowi o Carze. Teraz nie będę musiał szukać wymówek, dlaczego nie możemy zjeść razem lunchu, bo znowu idę do Victelii. Tylko teraz nie za bardzo się tym przejmuję - za niedługo wyruszamy przecież na bitwę, która wznowić wojnę.
Obserwuję przyjaciela, gdy idzie do swojego domu. Macha mi i wchodzi do siebie. Wracam do domu, włączam alarm i zamykam drzwi. W środku panuje spokój i cisza, mam pewność, że Evemis i Rony siedzą w swoich pokojach na piętrze. Gaszę wszystkie niepotrzebne światła i zamykam się w swoim gabinecie. Siadam na fotelu i wpatruję się w okno. Noc objęła władanie nad miastem. Myślę o Carze, o tym, gdzie teraz jest. Las otacza Karaan od górzystej strony, nie należy do małych, ale jestem pełen nadziei, że uda nam się odnaleźć dziewczynę i wesprzeć w jej walce. Jest niezwykła, bo takie jest jej przeznaczenie. I niech świat się o tym dowie.
od autora: Gdyby ktoś miał wątpliwości, informuję: kapitan Jonathan Coraje dowiedział się całej historii Cary, jaka została do tej pory przedstawiona w opowiadaniu. Nie zostało to całkowicie (a chyba nawet nie w jednej czwartej) ukazane w rozdziale, bo wydało mi się zbędne.
Trochę nie wiem, co napisać w związku z tym rozdziałem. To, że czekałam z niecierpliwością, to wiesz i tego powtarzać nie muszę. Akcja chwilowo zwolniła, ale przynajmniej wszystko zostało wyjaśnione na ten moment. Tak jest dobrze. Cieszę się, że Coraje jest po ich stronie, wsparcie im się przyda, a jest ono jednocześnie fizyczne, namacalne oraz psychiczne. Meyves przynajmniej nie będzie się gryzł z tym, że oszukuje przyjaciela.
OdpowiedzUsuńJak zwykle z niecierpliwością czekam na dalszy rozwój akcji i pozdrawiam serdecznie
Laurie
Sama nie wiem, co bym skomentowała.
UsuńCieszę się, że się podoba :)
Dziękuję za komentarz! Ściskam mocno! :*
Boże , dopiero odnalazłam jak skomentować rozdział xp
OdpowiedzUsuńTwojego bloga odnalazłam jakoś pod koniec roku, i przeczytałam wszystkie rozdziały od razu. Już dawno nie czytałam tak dobrze napisanego opowiadania, z ciekawą fabułą i dobrze zbudowanymi bohaterami.
Czekam z niecierpliwością na ciąg dalszy ;)
Cześć :)
UsuńPrzeważnie blogi z opowiadaniami mają opcję komentowania na dole strony, więc dziwię się, że nie widziałaś tego wcześniej.
Cieszę się, że Ci się podoba :) WiP powstał, gdy inne moje opowiadanie miało dużo rozdziałów, to na nim nauczyłam się tworzyć akcję i bohaterów.
Mam nadzieję, że pozostaniesz czytelniczką do końca tej opowieści.
Dziękuję za komentarz i pozdrawiam! :)
No właśnie mają na dole, a na tym blogu muszę klikać na górze, nie wiedzieć czemu ;_;
UsuńPozdrawiam! ;3
Gdy wchodzisz ze zwykłego linku, który ma tylko adres (bez konkretnej nazwy rozdziału, tj. welcome-in-purgatorio.blogspot.com), przy tytule rozdziału widnieje liczba komentarzy, bo tak zaprojektowany jest szablon tej strony. Jednak kiedy klikniesz w dany rozdział, miejsce na komentarze ZAWSZE jest na dole strony.
UsuńRównież pozdrawiam :)
Ach tak. Męska rozmowa przy piwie zawsze spoko >D.
OdpowiedzUsuń"Jeszcze zapragnie przeżyć coś wyjątkowego i wleci prosto w otwarte usta mężczyzny." - serio XD? SERIO? Cleo poryłaś mi banię na noc. WTF. Chyba jeszcze tak porąbanego tekstu to u ciebie nie widziałam XDDD.
"- Poddałeś się przeznaczeniu. Pozwoliłeś, by wydarzyło się coś, co dawno zapisano tobie i Carze." - ej no w sumie brzmi sensownie poniekąd!
"Cara to taki Neo z Matrixa, zauważyłeś?" - Johnathan. Buahha. No ja go kocham >D ale wiesz kogo kocham bardziej ze wszystkich twoich postaci? Ruiza! No ale mniejsza o Ruiza.
Evemis rzeczywiście ma mózg. Mam nadzieję że uda im się znaleźć Carę!
A teraz się żegnam
PS. Wiem że krótkie komentarze ale jakoś nigdy nie byłam w stanie napisać tu długiego :o rozdziały WiPa są zdecydowanie krótsze niż na Rozważnej i mniej tu rzeczy które można by skomentować. Ale to nic. I tak lubię Wipa!
Usuń