Pisany 25 - 31 lipca 2015 r. Jest Jasper, jest fajnie! ^__^
__________________________________
__________________________________
Często zimę określamy mianem najgorszej ze wszystkich pór roku. Biała, pełna chmur, pozbawia świat kolorów, radości i światła. Pozbawia motywacji, chęci do życia i podsuwa depresyjne myśli. Tylko nieliczni dostrzegają w niej piękno, które fascynuje. Każdy płatek śniegu jest osobnym, niepowtarzalnym cudem. Każdy promień słońca dostarcza witaminę D i wywołuje mały uśmiech. Nawet roztopiony śnieg może dać trochę zabawy, jeżeli podejdzie się do tego z dystansem. Lubię zimę i to nie tylko dlatego, że jestem prawie jej córką.
Blade światło wpada do środka domku wszystkimi szparami, przez które udaje mu się przecisnąć. Leniwie się przeciągam i powoli otwieram oczy. Pod kilkoma kocami było na tyle ciepło, że nie zamarzłam. Siadam na łóżku i przyglądam się pomieszczeniu. Wczoraj, mimo ciemności, trafnie udało mi się ocenić stan mebli, jak i zawartość szuflad. Nie ma takiej możliwości, że uda mi się tu przetrwać bez jakichkolwiek zapasów. Będę musiała stąd wyjść. A na zewnątrz czeka na mnie wyrok śmierci. I tak źle, i tak niedobrze.
Przewieszam nogi przez łóżko i szukam wzrokiem oznak bytności kogoś innego. Nie ściągnęłam butów do snu z głupiej, irracjonalnej obawy, że jakiś nieznajomy osobnik wtargnie tu pod osłoną nocy i połakomi się na parę trampek. Choć to jedno z najgorszych obuwi, jakie można nosić o tej porze. Jęczę cicho. Żeby jakoś funkcjonować, będę potrzebowała nowych butów. I jedzenia. Mój żołądek jest na tyle rozbudzony, by dać mi znać o swojej pustce głośnym burczeniem. Nie posiada, takiej mocy, by stworzyć coś do skonsumowania, przynajmniej tak mi się wydaje. Dźwigam się z miejsca odrętwiała, moje ciało potrzebuje chwili gimnastyki, by stać się na nowo posłusznym. Nie spałam źle, ale jedna pozycja przez godzin musiała się na mnie jakoś odbić.
Gdy mięśnie mam już odpowiednio rozgrzane, podchodzę do biurka, a potem badam dłonią wbudowany w ścianę komputer. Może moje szanse na uruchomienie go są bardzo bliskie zeru (o ile nie są zerem), ale to nie znaczy, że nie warto spróbować go ożywić. Powinnam ufać swojej mocy. Dzięki niej udało mi się naprawić usterkę w instalacji i przerwać tortury Simona. Choć i tak chwilę później umarł. Nie, kręcę głową. Nie mogę tak o tym myśleć, rozpatrywać w ten sposób. Zrobiłam to, co w tamtym momencie uznałam za najlepsze. Odcięłam przyjaciela od dopływu prądu, który raził jego ciało. Nie mogłam wiedzieć, ile voltów przepływa przez niego. Nie wiedziałam o usterce, nie mogłam przewidzieć, że moje mokre rękawiczki przyśpieszą jego śmierć. Jestem Strzegącą, ale nie jasnowidzem.
Po moich policzkach płyną łzy. To nie najlepszy moment na wspomnienia, szczególnie te bolesne. Mam zadanie do wykonania: uruchomić ten złom. Dotykam dłońmi obudowę komputera, zamykam oczy i skupiam się na wyobrażeniu głosu wydobywającego się z interfejsu. Na życiu wewnątrz urządzenia, przepływie impulsu, poleceń. Czuję, że tatuaż zaczyna świecić, nie muszę tego widzieć, by wiedzieć. To sprawia, że skupiam się jeszcze bardziej, chcę tchnąć nowe siły w ten mały przedmiot, który może dać mi śniadanie i kubek ciepłej herbaty. Wyrzucam sobie, że nie próbowałam zrobić tego wczoraj. Ale emocje i zmęczenie wzięły górę nad myśleniem.
Skupiam się jeszcze bardziej, czuję przepływającą przez ciało moc, która zbiera się w obu dłoniach. Przymknięte oczy nagle otwieram, widzę teraz cały wewnętrzny system urządzenia. Tchnę w niego siłę i wiarę, głęboko wierzę w to, że to zadziała.
- Wi... wi...wita...aj - rozlega się cichy głos robota.
Odsuwam się od ściany kilka kroków, z otwartymi ustami wpatruję się w drobny komputer.
- Dzień dobry - odpowiadam. Uczono mnie, że należy być kulturalnym także wobec domowych robotów, inaczej mogą się stać nieposłuszne. - Wiesz, gdzie jesteś?
Chwila ciszy, widzę, jak zielone światło rozbłyska tuż przy ekranie dotykowym i oddycham z ulga. Komputer zdołał połączyć się z siecią ogólnoświatową.
- Ja, Jasper, jestem stróżem domowym małej bazy granicznej pomiędzy miastem Karaan a miastem Canna, która od roku 2201 jest... opuszczona.
Słyszałam o tym, że współczesne roboty mają wbudowany dysk emocjonalny, ale nigdy nie byłam świadkiem uczuciowej reakcji jakiegokolwiek. Aż do dziś.
- Jak to się stało?
- Nie wiem - odpowiadam. - Urodziłam się w 2202, do 2209 nie wiedziałam o tym miejscu, a gdy już je znalazłam, nie wiedziałam, jak cię uruchomić. Wybacz mi, Jasper.
Kolejna chwila milczenia. Obserwuję unoszące się w powietrzu drobiny, które powoli przygotowują się do ataku na moje drogi oddechowe, staram się zapanować nad żołądkiem. Tak, jestem głodna, ale Jasper nie musi słyszeć burczenia mojego brzucha.
Z komputera dochodzi zgrzyt, głos komputera rozlega się na nowo.
- Zebrałem dane z ostatnich lat i jestem zdezorientowany. Czy świat naprawdę rozpoczął autodestrukcję?
Wzruszam ramionami.
- Na to wygląda.
Cichy pisk, jakby krótki płacz, dociera do moich uszu. Jasper najwidoczniej ma wbudowany cały pakiet ludzkich emocji. Wątpię, by były one przydatne podczas służby w stróżówce.
- Ale dzisiaj mnie uruchomiłaś. Jak?
- Ja...
Nie wiem, co mam mu niby odpowiedzieć. To przecież sztuczna inteligencja. Sztuczna, czyli stworzona przez człowieka. Jasper nie potrafi samodzielnie myśleć. Nie dojdzie do własnych wniosków, nie stworzy własnej teorii. Skazany na schematy, powtarzalność i kopię.
- Ty - odzywa się komputer, a ja sztywnieję. Mam dziwne wrażenie, że gdyby Jasper był człowiekiem z krwi i kości, właśnie lustrowałby mnie z góry na dół. - Jesteś Strzegącą.
Otwieram z zaskoczenia usta. Czyżby wcześniej miał do czynienia z mutantami? Rozumiem, że wie o nas z historii opublikowanej w sieci, ale w niej nie ma żadnej strony o tym, ja dokładnie rozpoznać Strzegącego. Najwidoczniej nie jestem pierwszym dziwakiem, którego ten komputer poznał.
- Tak - potwierdzam. - Jestem Strzegącą.
- Jak ci na imię?
Powinnam odpowiedzieć Cara DeMone, ale to nie moje imię. Dzięki Victelii wiem, kim tak naprawdę jestem.
- Nazywam się Cleopatra Amelia Chestford.
Cisza trwająca wieczność.
- Zaginiona prawnuczka Tyriona Raymesa. Księżniczka Ocelii. - Mam wrażenie, że się kłania. - Bardzo miło mi poznać.
Uśmiecham się. Gdyby Jasper był człowiekiem, mogłabym się z nim zaprzyjaźnić.
- Mnie także jest miło. Czy mógłbyś coś dla mnie zrobić?
Teraz odnoszę wrażenie, że się ożywił niczym dziecko, któremu oferuje się jedną z wielu lubianych zabaw.
- Oczywiście!
- W takim razie poproszę czarną herbatę bez cukru i tosta z miodem.
Kolejna w przeciągu tej rozmowy cisza i już wiem, że to się nie uda, mogę zapomnieć o ulubionym napoju i dobrym śniadaniu.
- Wybacz mi, księżniczko, ale tak długo nie byłem połączony z główną siecią, że nie mam zapasów. Przepraszam.
Naprawdę jest mu przykro, mogę to usłyszeć w jego głosie.
- Nie szkodzi, rozumiem to. - Nie mogę poddać się chwili smutku, muszę znaleźć inne rozwiązanie. Wciąż pozostaje woda z kranu. O ile nagle w nocy rury nie zamarzły. - Możesz mi za to podać drogę do Karaan tak, by nikt mnie nie widział i bym nie wyszła koło sierocińca?
- Już się robi, szukam trasy.
Jasper przekopuje się przez wiadomości, a ja siadam na kanapie, rozglądam się wokół i rozmyślam. Na dłuższą metę bym tu nie wytrzymała. Nie chodzi o to, że musiałabym zrobić remont czy też miałabym daleko do miasta po jakiekolwiek zakupy. Miałabym dość surowości tego miejsca i osamotnienia. Kocham otoczenie lasu, ale nie umiałabym żyć długo w jego sercu. Jestem zwierzęciem społecznym, chcąc nie chcąc, potrzebuję towarzystwa innych ludzi, nie jestem aż takim wyrzutkiem.
- Znalazłem.
Podchodzę bliżej komputera, proszę o wytłumaczenie, powtórzenie, a gdy upewniam się, że zdołałam zapamiętać tę dość pogmatwaną trasę, dziękuję Jasperowi z całego serca, mówię, że jest najmilszym komputerem domowym, jakiego do tej pory spotkałam. Mam wrażenie, że się rumieni. Cieszę się, że choć jedno z nas zachowa dobry humor w tych czasach.
Zrezygnowana przechodzę do małej łazienki. Tym razem sprawdzam stan żarówki, ale na wiele nie liczę. I dobrze. Rozlega się jedynie syk, wewnątrz żarówki na chwilę coś błyska, po czym pęka ona, jej kawałki zdobią podłogę. Wzdycham ciężko. Stałam w dobrej odległości, więc nic mi się nie stało, ale muszę to teraz posprzątać. Nie wiem, czy i gdzie w tym małym budynku może być miotła, kucam więc i zbieram widoczne kawałki do dłoni. W głowie pojawia się myśl, że przecież mogę spróbować złożyć żarówkę do całości. Nie znam jeszcze pełni możliwości, jakie daje mi dziedzictwo. Skupiam się więc, tatuaż lśni,zamykam oczy i wyobrażam sobie nową żarówkę. Po chwili trzymam przedmiot w dłoni. Uśmiecham się. Czyli to potrafię. Odkładam ją na malutką półkę, piję trochę wody z kranu i wracam do głównego pomieszczenia. Coś chodzi mi po głowie, coś, co wymaga szybciej odpowiedzi.
- Japser? - rzucam w przestrzeń, nie widzę zielonego światełka przy interfejsie. - Jesteś tu jeszcze?
- Tak, do usług, Cleopatro!
Czułabym się potwornie dziwnie, gdybym na nowo miała być tu sama.
- Powiedziałeś wcześniej, że rozpoznajesz we mnie zaginioną księżniczkę. Jak to? Zostałeś wyłączony rok przed moim narodzeniem. Skąd znasz moją tożsamość i skąd teoria, że jestem zaginiona?
Rozlega się jakiś chrzęst niczym przesuwane krzesło, rozbłyska jasne światło, które padające na przeciwną ścianę tworzy ekran.
- Stąd.
Z niedowierzaniem patrzę na swoje czarno-białe zdjęcie, a właściwie fragment fotografii, którą mam schowaną w kieszeni. Widać na nim mnie - niespełna półroczne dziecko - dłonie mamy i garnitur ojca. Przebiegam wzrokiem po tytule artykułu alarmującego, że doszło do tragicznej śmierci rodziny królewskiej, ale że jest szansa, iż najmłodsze dziecko Annemarie i Johna Chestford, córka Cleopatra, zdołała przeżyć. Dowodem na potwierdzenie tej dziennikarskiej teorii miało być to, że nie odnaleziono mojego ciałka.
Czytam całość i uprzytomniam sobie, że nigdy nie natrafiłam na ten artykuł, nawet nie wiem, z jakiej gazet pochodzi. To dziwne, bo w pracy podczas przerw często przeglądałam stare nakłady, które zachowały się w archiwum drukarni firmy.
- Z której gazety jest ten artykuł? Nigdy go nie widziałam.
- Z żadnej. Z tajnej. Nie trafiła do druku, gdyż jej treść uznano za niewłaściwą do pokazania ludziom.
Odwracam się zaskoczona w stronę ściany, na której wisi Jasper.
- Skoro to tajne, to jak do tego dotarłeś?
- Włamałem się do ich archiwum.
- Że co proszę?!
Widzę wyimaginowane wzruszenie ramionami i uśmiech na jego twarzy. Kręcę głową z niedowierzaniem i uśmiechem. Niby to tylko robot, a jak mnie zaskakuje.
- No co? To było banalnie proste, mają słabe zabezpieczenia.
- Wiesz, że to przestępstwo? - pytam rozbawiona. Dzięki Jasperowi nabieram dziwnej nadziei, że coś się jeszcze zmieni.
- Wiem. Ale robotom chyba jeszcze żadnego procesu nie wytoczono.
- Możesz być tym pierwszym.
- Będę zaszczycony.
Wracam do łazienki, by przejrzeć się w lustrze. Delikatna poświata światła dobiegająca z głównego pokoju wystarczy, bym mogła dostrzec bladą twarz, jasnoróżowe usta, duże niebieskie oczy i otaczające głowę kołtuny blond włosów. Nie mogę wejść do miasta, bo od razu zostanę rozpoznana. Dotykam palcami skóry pod oczami, jest sina. Emocje i krótki sen odbiły się na moim wyglądzie, lecz nie zniszczyły go tak, bym miała czuć się w Karaan bezpieczna. Wzdycham. Dlaczego nie mogę wyglądać jak Evemis? Czarne włosy i zielone oczy naprawdę wyglądają intrygująco i tajemniczo, a jednocześnie po prostu pięknie.
Zamykam oczy i wyobrażam sobie, że sama jestem członkiem rodziny Baumwan, niczym się od nich w wyglądzie nie różnię. Miło byłoby pasować do grupy innych ludzi.
Wzdycham ponownie. Wyobraźnia wyobraźnią, ale przecież nie oszukam swojej natury. Jestem Strzegącą, mam przypisany sobie fenotyp, który jest moim dziedzictwem.
Zrezygnowana otwieram oczy, patrzę w lustro i cicho krzyczę. Nie poczułam mrowienia przy tatuażu, przez moje żyły nie popłynęła moc. A jednak. W szklanej tafli nie odbija się moja twarz. Znaczy się moja, a jednak obca.
Blond pasma zrobiły się czarne, błękit oczu zastąpiony został przez migoczący szmaragd, a usta nabrały koloru dojrzałych malin.
Wpatruję się w siebie z otwartą buzią. Nie wiedziałam, że w takim wydaniu także poczuję się sobą. A jednak. Jakby to była część mnie.
- Pięknie wyglądasz - rozlega się kobiecy głos za moimi plecami, a ja podskakuję w miejscu przestraszona.
Odwracam się, ale nikt za mną nie stoi.
Czy to możliwe, bym miała omamy słuchowe? Kręcę głową i patrzę w lusto, a z moich ust ponownie wychodzi cichy krzyk. Kobieta stojąca za mną po prawej stronie przygląda mi się z uśmiechem. Widziałam ją zaledwie raz, ale nie potrafię pomylić jej z nikim innym.
- Annemarie... - Przełykam ślinę, czuję łzy pod powiekami. - Mamo.
Patrzy na mnie z niewypowiedzianą czułością, a ja czuję, jak moje serce zalewane jest przez morze rodzicielskiej miłości.
- Witaj, córeczko. Widzę, że poznałaś kolejną część naszej mocy. Przyjmowanie fenotypu społeczeństwa, w którym obracamy się najczęściej. Pomocne, gdy chce się niepostrzeżenie zniknąć albo wniknąć gdzieś, gdzie wstęp jest zabroniony.
Wygląda na to, że zmarła królowa doskonale wie, jakie rozwiązania zaistniałej sytuacji rozpatruje mój mózg.
- To miała być tajna broń naszej armii - żołnierze upodobniający się do wrogów tak, że trudno odróżnić jedną stronę od drugiej. Pewne ryzyko, ale być może by się udało, gdyby nie zabito Strzegących z obawy, że przejmiemy władzę.
- Myślisz, że uda mi się przedrzeć do miasta? - pytam ducha matki. Mój mózg dość szybko pogodził się z tym, że go widzę, teraz pragnie jedynie rady. - Że dam radę przetrwać?
W szklanej tafli widzę, że Annemarie podnosi dłoń i głaszcze mnie po głowie, moje włosy delikatnie się elektryzują, jakby wyczuwały pewną materię.
- Oczywiście. Jesteś Strzegącą, Cleo. A także inteligentną, bystrą, młodą kobietą o czystym sercu. Masz także przyjaciół, którzy ci pomogą. I pamiętaj, że twoi najbliżsi zawsze będą przy tobie. Dopóki nosisz nas w sercu, nie znikniemy. - Widzę, jak całuje mnie w skroń, a po moich policzkach płyną łzy. - Powodzenia, córeczko. Wierzymy w ciebie i jesteśmy tuż obok.
Uśmiecham się do niej.
- Dziękuję, mamo.
Odwzajemnia uśmiech, po czym powoli niknie, aż moje oczy już jej nie widzą. Zamykam je i wyobrażam sobie swój naturalny wygląd. Spojrzenie w lustro i znowu stara Cara. Wyobrażenie Evemis i znowu patrzę na brunetkę o zielonych oczach. Chyba już to opanowałam.
Jako inne wcielenie wracam do Jaspera, który chyba o takich zdolnościach mutantów nie wie, bo jest odrobinę zaskoczony moją obecnością.
- Wybacz, że... Przepraszam bardzo, kim pani jest?
Uśmiecham się i zmieniam postać.
- Księżniczka!
- Zgadza się. Chyba wiem już, jak wrócić do miasta. Mam do ciebie inną prośbę, Jasperze.
- Zamieniam się w słuch.
Nie jestem pewna, czy ten plan się powiedzie, ale nie mam nic do stracenia.
- Przenieś całą swoją egzystencję do domu kapitana Meyvesa Baumwana i powiadom jego siostrę, Evemis, że ich odwiedzę. To bardzo ważne, Jasper. Tam też się spotkamy.
- Już się robi, księżniczko! Do zobaczenia!
Dostrzegam, jak powoli się wyłącza, wyczuwam, jak przenika do głównej sieci i mknie przed siebie, by wypełnić powierzone zadanie. Nie pozostaje mi nic innego, jak posprzątać po sobie w domku, napełnić żołądek wodą i ruszyć z powrotem do Karaan.
Świat potrzebuje prawdy. Misję pora zacząć.
- Jak to się stało?
- Nie wiem - odpowiadam. - Urodziłam się w 2202, do 2209 nie wiedziałam o tym miejscu, a gdy już je znalazłam, nie wiedziałam, jak cię uruchomić. Wybacz mi, Jasper.
Kolejna chwila milczenia. Obserwuję unoszące się w powietrzu drobiny, które powoli przygotowują się do ataku na moje drogi oddechowe, staram się zapanować nad żołądkiem. Tak, jestem głodna, ale Jasper nie musi słyszeć burczenia mojego brzucha.
Z komputera dochodzi zgrzyt, głos komputera rozlega się na nowo.
- Zebrałem dane z ostatnich lat i jestem zdezorientowany. Czy świat naprawdę rozpoczął autodestrukcję?
Wzruszam ramionami.
- Na to wygląda.
Cichy pisk, jakby krótki płacz, dociera do moich uszu. Jasper najwidoczniej ma wbudowany cały pakiet ludzkich emocji. Wątpię, by były one przydatne podczas służby w stróżówce.
- Ale dzisiaj mnie uruchomiłaś. Jak?
- Ja...
Nie wiem, co mam mu niby odpowiedzieć. To przecież sztuczna inteligencja. Sztuczna, czyli stworzona przez człowieka. Jasper nie potrafi samodzielnie myśleć. Nie dojdzie do własnych wniosków, nie stworzy własnej teorii. Skazany na schematy, powtarzalność i kopię.
- Ty - odzywa się komputer, a ja sztywnieję. Mam dziwne wrażenie, że gdyby Jasper był człowiekiem z krwi i kości, właśnie lustrowałby mnie z góry na dół. - Jesteś Strzegącą.
Otwieram z zaskoczenia usta. Czyżby wcześniej miał do czynienia z mutantami? Rozumiem, że wie o nas z historii opublikowanej w sieci, ale w niej nie ma żadnej strony o tym, ja dokładnie rozpoznać Strzegącego. Najwidoczniej nie jestem pierwszym dziwakiem, którego ten komputer poznał.
- Tak - potwierdzam. - Jestem Strzegącą.
- Jak ci na imię?
Powinnam odpowiedzieć Cara DeMone, ale to nie moje imię. Dzięki Victelii wiem, kim tak naprawdę jestem.
- Nazywam się Cleopatra Amelia Chestford.
Cisza trwająca wieczność.
- Zaginiona prawnuczka Tyriona Raymesa. Księżniczka Ocelii. - Mam wrażenie, że się kłania. - Bardzo miło mi poznać.
Uśmiecham się. Gdyby Jasper był człowiekiem, mogłabym się z nim zaprzyjaźnić.
- Mnie także jest miło. Czy mógłbyś coś dla mnie zrobić?
Teraz odnoszę wrażenie, że się ożywił niczym dziecko, któremu oferuje się jedną z wielu lubianych zabaw.
- Oczywiście!
- W takim razie poproszę czarną herbatę bez cukru i tosta z miodem.
Kolejna w przeciągu tej rozmowy cisza i już wiem, że to się nie uda, mogę zapomnieć o ulubionym napoju i dobrym śniadaniu.
- Wybacz mi, księżniczko, ale tak długo nie byłem połączony z główną siecią, że nie mam zapasów. Przepraszam.
Naprawdę jest mu przykro, mogę to usłyszeć w jego głosie.
- Nie szkodzi, rozumiem to. - Nie mogę poddać się chwili smutku, muszę znaleźć inne rozwiązanie. Wciąż pozostaje woda z kranu. O ile nagle w nocy rury nie zamarzły. - Możesz mi za to podać drogę do Karaan tak, by nikt mnie nie widział i bym nie wyszła koło sierocińca?
- Już się robi, szukam trasy.
Jasper przekopuje się przez wiadomości, a ja siadam na kanapie, rozglądam się wokół i rozmyślam. Na dłuższą metę bym tu nie wytrzymała. Nie chodzi o to, że musiałabym zrobić remont czy też miałabym daleko do miasta po jakiekolwiek zakupy. Miałabym dość surowości tego miejsca i osamotnienia. Kocham otoczenie lasu, ale nie umiałabym żyć długo w jego sercu. Jestem zwierzęciem społecznym, chcąc nie chcąc, potrzebuję towarzystwa innych ludzi, nie jestem aż takim wyrzutkiem.
- Znalazłem.
Podchodzę bliżej komputera, proszę o wytłumaczenie, powtórzenie, a gdy upewniam się, że zdołałam zapamiętać tę dość pogmatwaną trasę, dziękuję Jasperowi z całego serca, mówię, że jest najmilszym komputerem domowym, jakiego do tej pory spotkałam. Mam wrażenie, że się rumieni. Cieszę się, że choć jedno z nas zachowa dobry humor w tych czasach.
Zrezygnowana przechodzę do małej łazienki. Tym razem sprawdzam stan żarówki, ale na wiele nie liczę. I dobrze. Rozlega się jedynie syk, wewnątrz żarówki na chwilę coś błyska, po czym pęka ona, jej kawałki zdobią podłogę. Wzdycham ciężko. Stałam w dobrej odległości, więc nic mi się nie stało, ale muszę to teraz posprzątać. Nie wiem, czy i gdzie w tym małym budynku może być miotła, kucam więc i zbieram widoczne kawałki do dłoni. W głowie pojawia się myśl, że przecież mogę spróbować złożyć żarówkę do całości. Nie znam jeszcze pełni możliwości, jakie daje mi dziedzictwo. Skupiam się więc, tatuaż lśni,zamykam oczy i wyobrażam sobie nową żarówkę. Po chwili trzymam przedmiot w dłoni. Uśmiecham się. Czyli to potrafię. Odkładam ją na malutką półkę, piję trochę wody z kranu i wracam do głównego pomieszczenia. Coś chodzi mi po głowie, coś, co wymaga szybciej odpowiedzi.
- Japser? - rzucam w przestrzeń, nie widzę zielonego światełka przy interfejsie. - Jesteś tu jeszcze?
- Tak, do usług, Cleopatro!
Czułabym się potwornie dziwnie, gdybym na nowo miała być tu sama.
- Powiedziałeś wcześniej, że rozpoznajesz we mnie zaginioną księżniczkę. Jak to? Zostałeś wyłączony rok przed moim narodzeniem. Skąd znasz moją tożsamość i skąd teoria, że jestem zaginiona?
Rozlega się jakiś chrzęst niczym przesuwane krzesło, rozbłyska jasne światło, które padające na przeciwną ścianę tworzy ekran.
- Stąd.
Z niedowierzaniem patrzę na swoje czarno-białe zdjęcie, a właściwie fragment fotografii, którą mam schowaną w kieszeni. Widać na nim mnie - niespełna półroczne dziecko - dłonie mamy i garnitur ojca. Przebiegam wzrokiem po tytule artykułu alarmującego, że doszło do tragicznej śmierci rodziny królewskiej, ale że jest szansa, iż najmłodsze dziecko Annemarie i Johna Chestford, córka Cleopatra, zdołała przeżyć. Dowodem na potwierdzenie tej dziennikarskiej teorii miało być to, że nie odnaleziono mojego ciałka.
Czytam całość i uprzytomniam sobie, że nigdy nie natrafiłam na ten artykuł, nawet nie wiem, z jakiej gazet pochodzi. To dziwne, bo w pracy podczas przerw często przeglądałam stare nakłady, które zachowały się w archiwum drukarni firmy.
- Z której gazety jest ten artykuł? Nigdy go nie widziałam.
- Z żadnej. Z tajnej. Nie trafiła do druku, gdyż jej treść uznano za niewłaściwą do pokazania ludziom.
Odwracam się zaskoczona w stronę ściany, na której wisi Jasper.
- Skoro to tajne, to jak do tego dotarłeś?
- Włamałem się do ich archiwum.
- Że co proszę?!
Widzę wyimaginowane wzruszenie ramionami i uśmiech na jego twarzy. Kręcę głową z niedowierzaniem i uśmiechem. Niby to tylko robot, a jak mnie zaskakuje.
- No co? To było banalnie proste, mają słabe zabezpieczenia.
- Wiesz, że to przestępstwo? - pytam rozbawiona. Dzięki Jasperowi nabieram dziwnej nadziei, że coś się jeszcze zmieni.
- Wiem. Ale robotom chyba jeszcze żadnego procesu nie wytoczono.
- Możesz być tym pierwszym.
- Będę zaszczycony.
Wracam do łazienki, by przejrzeć się w lustrze. Delikatna poświata światła dobiegająca z głównego pokoju wystarczy, bym mogła dostrzec bladą twarz, jasnoróżowe usta, duże niebieskie oczy i otaczające głowę kołtuny blond włosów. Nie mogę wejść do miasta, bo od razu zostanę rozpoznana. Dotykam palcami skóry pod oczami, jest sina. Emocje i krótki sen odbiły się na moim wyglądzie, lecz nie zniszczyły go tak, bym miała czuć się w Karaan bezpieczna. Wzdycham. Dlaczego nie mogę wyglądać jak Evemis? Czarne włosy i zielone oczy naprawdę wyglądają intrygująco i tajemniczo, a jednocześnie po prostu pięknie.
Zamykam oczy i wyobrażam sobie, że sama jestem członkiem rodziny Baumwan, niczym się od nich w wyglądzie nie różnię. Miło byłoby pasować do grupy innych ludzi.
Wzdycham ponownie. Wyobraźnia wyobraźnią, ale przecież nie oszukam swojej natury. Jestem Strzegącą, mam przypisany sobie fenotyp, który jest moim dziedzictwem.
Zrezygnowana otwieram oczy, patrzę w lustro i cicho krzyczę. Nie poczułam mrowienia przy tatuażu, przez moje żyły nie popłynęła moc. A jednak. W szklanej tafli nie odbija się moja twarz. Znaczy się moja, a jednak obca.
Blond pasma zrobiły się czarne, błękit oczu zastąpiony został przez migoczący szmaragd, a usta nabrały koloru dojrzałych malin.
Wpatruję się w siebie z otwartą buzią. Nie wiedziałam, że w takim wydaniu także poczuję się sobą. A jednak. Jakby to była część mnie.
- Pięknie wyglądasz - rozlega się kobiecy głos za moimi plecami, a ja podskakuję w miejscu przestraszona.
Odwracam się, ale nikt za mną nie stoi.
Czy to możliwe, bym miała omamy słuchowe? Kręcę głową i patrzę w lusto, a z moich ust ponownie wychodzi cichy krzyk. Kobieta stojąca za mną po prawej stronie przygląda mi się z uśmiechem. Widziałam ją zaledwie raz, ale nie potrafię pomylić jej z nikim innym.
- Annemarie... - Przełykam ślinę, czuję łzy pod powiekami. - Mamo.
Patrzy na mnie z niewypowiedzianą czułością, a ja czuję, jak moje serce zalewane jest przez morze rodzicielskiej miłości.
- Witaj, córeczko. Widzę, że poznałaś kolejną część naszej mocy. Przyjmowanie fenotypu społeczeństwa, w którym obracamy się najczęściej. Pomocne, gdy chce się niepostrzeżenie zniknąć albo wniknąć gdzieś, gdzie wstęp jest zabroniony.
Wygląda na to, że zmarła królowa doskonale wie, jakie rozwiązania zaistniałej sytuacji rozpatruje mój mózg.
- To miała być tajna broń naszej armii - żołnierze upodobniający się do wrogów tak, że trudno odróżnić jedną stronę od drugiej. Pewne ryzyko, ale być może by się udało, gdyby nie zabito Strzegących z obawy, że przejmiemy władzę.
- Myślisz, że uda mi się przedrzeć do miasta? - pytam ducha matki. Mój mózg dość szybko pogodził się z tym, że go widzę, teraz pragnie jedynie rady. - Że dam radę przetrwać?
W szklanej tafli widzę, że Annemarie podnosi dłoń i głaszcze mnie po głowie, moje włosy delikatnie się elektryzują, jakby wyczuwały pewną materię.
- Oczywiście. Jesteś Strzegącą, Cleo. A także inteligentną, bystrą, młodą kobietą o czystym sercu. Masz także przyjaciół, którzy ci pomogą. I pamiętaj, że twoi najbliżsi zawsze będą przy tobie. Dopóki nosisz nas w sercu, nie znikniemy. - Widzę, jak całuje mnie w skroń, a po moich policzkach płyną łzy. - Powodzenia, córeczko. Wierzymy w ciebie i jesteśmy tuż obok.
Uśmiecham się do niej.
- Dziękuję, mamo.
Odwzajemnia uśmiech, po czym powoli niknie, aż moje oczy już jej nie widzą. Zamykam je i wyobrażam sobie swój naturalny wygląd. Spojrzenie w lustro i znowu stara Cara. Wyobrażenie Evemis i znowu patrzę na brunetkę o zielonych oczach. Chyba już to opanowałam.
Jako inne wcielenie wracam do Jaspera, który chyba o takich zdolnościach mutantów nie wie, bo jest odrobinę zaskoczony moją obecnością.
- Wybacz, że... Przepraszam bardzo, kim pani jest?
Uśmiecham się i zmieniam postać.
- Księżniczka!
- Zgadza się. Chyba wiem już, jak wrócić do miasta. Mam do ciebie inną prośbę, Jasperze.
- Zamieniam się w słuch.
Nie jestem pewna, czy ten plan się powiedzie, ale nie mam nic do stracenia.
- Przenieś całą swoją egzystencję do domu kapitana Meyvesa Baumwana i powiadom jego siostrę, Evemis, że ich odwiedzę. To bardzo ważne, Jasper. Tam też się spotkamy.
- Już się robi, księżniczko! Do zobaczenia!
Dostrzegam, jak powoli się wyłącza, wyczuwam, jak przenika do głównej sieci i mknie przed siebie, by wypełnić powierzone zadanie. Nie pozostaje mi nic innego, jak posprzątać po sobie w domku, napełnić żołądek wodą i ruszyć z powrotem do Karaan.
Świat potrzebuje prawdy. Misję pora zacząć.
Jasper jest świetny. Jak Ty to robisz, że nawet z robota potrafisz stworzyć postać, którą aż chce się przytulić? Robię się zazdrosna.
OdpowiedzUsuńMoce Strzegących są intrygujące. Ciekawe, czego jeszcze o nich i Carze nie wiemy. Evemis będzie miała niespodziankę, jak ją zobaczy. A Meyves to dopiero. Boję się tylko tego, czy Victelia nie przewidziała sytuacji, kiedy Cleo będzie kontaktować się z rodziną Meyvesa. Przecież jest taka możliwość.
No nic, zobaczymy w następnym rozdziale, co tam szykujesz.
Pozdrawiam
Laurie
Jasper jest dziełem przypadku, po prostu wpadł mi do głowy pomysł na ciekawą postać, która by śmieszyła i bawiła, wywoływała uśmiech.
UsuńNie zdradzę tego, co będzie. Ale coś będzie ;)
Dziękuję za komentarz! Pozdrawiam! :*
Niestety, wczoraj nie odwiedziłam WiPa, bo pisałam shota aż do 2 w nocy, ale przed chwilą skończyłam go w całości (16 stron wordowskich w 3 dni - not bad), więc przed wyjściem na miasto zdążę czytnąć jeszcze jeden rozdział c: jest jakiś Jasper. Ogarniamy go!
OdpowiedzUsuńI to wspomnienie śmierci Simona. Dalej mi go szkoda ;____; uśmierciłaś taką fajną postać.
"Uczono mnie, że należy być kulturalnym także wobec domowych robotów, inaczej mogą się stać nieposłuszne" - really? Zaczynam bać się przyszłości... XD
"- Zebrałem dane z ostatnich lat i jestem zdezorientowany. Czy świat naprawdę rozpoczął autodestrukcję?" - jednoczewśnie mnie to śmieszy, jednocześnie smuci. Hej, ty naprawdę stworzyłaś fajną postać! Kto by pomyślał, że Jasper będzie komputerem XD strzelałam na jakiegoś przystojniaka. Propsuję! No i ten emocjonalny dysk. To też fajny motyw!
Komputer, który się kłania i rumieni XD abuahhaha.
"że nie odnaleziono mojego ciałka" - ciałka, uuu. Ju tacz maj tralala >D!
"- Wiem. Ale robotom chyba jeszcze żadnego procesu nie wytoczono.
- Możesz być tym pierwszym.
- Będę zaszczycony" - się uśmiałam XD Elis patrzy na mnie jak na debila, że się tak śmieję. A więc nawet komputer ma w sobie pokłady sarkazmu!
Duch matki :o:o:O i to tak znienacka! Że mnie zatkało!
I w końcu zacznie się akcja! OU YEAAAAAAAAAA! Propsuję ten rozdział, choć jest tak naprawdę tylko o Carze i Jasperze, ale Jaspera to ja pokochałam, nieważne, że to robot <3 ohohoho. Jak wrócę, będę czytać dalej.